Archiwum Polityki

Polish City Club

Najczęściej przywoływany obraz Polaków, którzy wyjechali spróbować sił w Wielkiej Brytanii, to zagubieni koczownicy z londyńskiego dworca Victoria. Ci, którym się nie udało. Tymczasem Bitwa o Anglię nie jest jeszcze przegrana, a świadczą o tym losy Polaków, którzy zrobili tam karierę.

Nowy etap w życiu świeżo upieczonego polskiego londyńczyka rozpoczyna się standardowo: malutki pokoik, poszukiwanie pracy... Do skutku, dopóki starczy sił i oszczędności. Młodzi ludzie, bardzo często z wyższym wykształceniem, pracują w Londynie głównie na budowach albo w pubach. Wiele osób zaczyna od sprzątania. To zajęcia poniżej kwalifikacji, ale dyplomy polskich uczelni nie robią większego wrażenia na brytyjskich pracodawcach. Młodzi Polacy też nie są zbyt elastyczni. Większość nie widzi miasta jako miejsca równych szans.

Część przyjeżdżających w poszukiwaniu pracy działa chaotycznie, bez żadnego planu. Przez to narażają się tylko na przykre doświadczenia – twierdzi 28-letni Radosław Illing, szczecinianin, od półtora roku londyńczyk i prawnik w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Jego koleżanka z EBOiR Justyna Tarnowska-Jackholt dodaje: – Gdy londyńskie City jest w stanie zaoferować jedynie posadę sprzedawcy kanapek, przyjmują taką pracę i rezygnują z walki o lepszą przyszłość. Polacy zwykle poddają się opinii innych rodaków w podobnej sytuacji. Z góry zakładają, że taka jest właśnie rola Polaka w Londynie.

Tu restauracja, tam dyplomacja

Justyna przyjechała do Londynu w trakcie urlopu dziekańskiego, chciała podszkolić język. Pracowała w restauracji, tam szybko zrozumiała, że nikt nie będzie jej tutaj cenił tylko za to, że jest studentką z odległej Polski. – Tutaj liczy się twoja wiedza praktyczna, przede wszystkim umiejętności interpersonalne – mówi teraz. Po roku zamieniła socjologię na Uniwersytecie Warszawskim na Middlesex University, wciąż pracując w restauracji, by utrzymać się w drogim Londynie.

Polityka 10.2005 (2494) z dnia 12.03.2005; Świat; s. 56
Reklama