Lesko dowiedziało się o zakusach telewizji z magistratu ubiegłej jesieni. – Zadzwonił burmistrz, zaprosił mnie do urzędu i namówił do udziału w programie – mówi Paweł Kusal, lesczanin z dziada pradziada. Uwierzył, że to będzie sukces, że miastu należy się reklama: – Niech je pokazują w telewizji, niech mówią; dobrze czy źle, to mniej ważne, bo korzyść i tak odczujemy.
Trudniej poszło z przekonaniem rodziny. Anna Kusalowa opowiada, że kiedy realizatorzy projektu zjawiali się w jej domu, trzykrotnie wykręciła się bólem głowy. Anna, inaczej niż Paweł, jest zawłoką z Wałbrzycha, przyjechała do Leska za mężem. – Potem pomyślałam, że może coś przegapimy. I że rodzina Kusalów pasuje do telenoweli: czteropokoleniowa, z pięciorgiem dzieci, czterema synami, dwiema synowymi i córką Olą, adoptowaną dwa lata temu.
Anna i Paweł są lekarzami weterynarii. Ona ma mały gabinet i sklep z żywnością dla zwierząt. Mąż – kiedy rynek usług weterynaryjnych się skurczył – przyjął etat w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Najstarszy syn jest prawnikiem poszukującym w Lesku zajęcia, drugi kończy weterynarię. Młodsi chodzą do szkoły średniej. Synowe też studiują weterynarię. Ola ma 10 lat. Do rodziny należy też pięć psów oraz stado kotów, w tym jeden biały.
– Nie wolno się zamykać. Kto nie gra, nigdy nie wygra – trochę się usprawiedliwiają, trochę pocieszają, bo telewizja zainstalowała się w ich domu na dobre. Ma pokazywać codzienne życie, dzień po dniu, do końca czerwca. W tym czasie syn ma rozpocząć budowę domu, a może nawet ją ukończyć, oczywiście dla potrzeb programu. Ona powiększy gabinet.
Polowanie na hipisa
Do Janusza Ciółkowskiego, ordynatora oddziału dziecięcego w miejscowym szpitalu, także najpierw zadzwonił burmistrz.