Na początku pierwszej kadencji w 2001 r. George Bush zaskoczył wszystkich mówiąc, że zajrzał Władimirowi Putinowi w oczy, zaufał mu i zaproponował, by razem tworzyli Historię. Po dwunastym już ich spotkaniu – w ubiegłym tygodniu w Bratysławie – Bush nadal podkreśla swoje zaufanie do Putina, ale już nie na piękne oczy.
Uważna lektura wypowiedzi George’a Busha pokazuje, co dziś jest dla Waszyngtonu najważniejsze i gdzie oczekuje poparcia Rosji (i, oczywiście, Europy): po pierwsze, nierozprzestrzenianie broni i materiałów jądrowych, w tym małych, podręcznych wyrzutni rakietowych, po drugie, walka z terroryzmem i po trzecie – wszelkie zagrożenia mogące płynąć z państw zaliczanych do osi zła, zwłaszcza Iranu i Korei Północnej. Kontrowersje mogły dotyczyć Iranu (Putin demonstracyjnie ignoruje obawy Zachodu), ale także wygłoszonej przez Busha publicznej krytyki putinowskiej demokracji. Dwaj amerykańscy senatorowie, republikanin John McCain i demokrata Joe Lieberman, żądali od Busha, by wręcz zawiesić Rosję w G8 – prestiżowym forum debatującym nad światową gospodarką – do czasu, aż Moskwa położy kres atakom na demokrację i swobody polityczne. Powstaje więc pytanie, ważne też i dla Polski, jak się do Rosji odnosić w sprawach, w których jej postępowanie oceniamy krytycznie. (Nas na przykład szczególnie dotknęło szokujące oświadczenie o zaletach Jałty dla Polski albo o pakcie Ribbentrop-Mołotow).
Bush jednak z góry założył, że nie będzie się wdawał w żadne publiczne przepychanki i polemiki. W ogóle od początku nowej kadencji narzucił stonowanie nastrojów i nowy start: tak rozmawiał z prezydentem Francji, z kanclerzem Niemiec, w kwaterze głównej NATO i w Unii Europejskiej. Dyplomacja polska przyjęła podobny ton. W poniedziałek – we francuskim Arras – odbył się szczyt polsko-francuski w nowej formule: będą to regularne spotkania prezydentów (i premierów – choć tym razem premier Francji nie mógł wziąć udziału) oraz ministrów najważniejszych resortów.