Archiwum Polityki

Wybory: 19 czerwca

Marek Belka, prezes Rady Ministrów

Janina Paradowska: – Ma pan jeszcze legitymację SLD?

Marek Belka: – Mam, gdzieś leży w domu. Składek w tym roku chyba jednak nie opłaciłem.

I co dalej? Poszuka jej pan, zapłaci składki?

Nie wiem nawet, czy jestem zweryfikowany, chyba nie przeszedłem tej procedury. Nie, nie pobiegnę ze składkami.

A dokąd pan pobiegnie? Krążyła opowieść o Józefie Oleksym, który na pytanie, dokąd się wybiera, odpowiadał: wszędzie jestem potrzebny. Wydaje się, że teraz pan jest wszędzie potrzebny. Gdy tylko pojawia się jakaś nowa inicjatywa polityczna, od razu słychać: musi być w niej Marek Belka.

Był taki moment, kiedy podobno figurowałem na trzech różnych listach, a przynajmniej sugerowano, że powinienem z nich kandydować i mobilizować wyborców. Teraz to już ucichło i obecnie tak naprawdę wszyscy patrzą, jak wystartuje inicjatywa Frasyniuka i Hausnera, a ja mogę dodać, że bardzo istotne będzie, czy ich start wywoła jakieś konstruktywne ruchy na lewicy. Stwierdzenie Józefa Oleksego, że SLD pójdzie sam do wyborów, oznacza po prostu bezradność i jest potwierdzeniem faktu, że obecne kierownictwo Sojuszu nie jest w stanie niczego nowego zaproponować. W rzeczywistości oznacza to czekanie na śmierć.

Pan może wpływać na bieg wydarzeń jak mało kto.

Oczywiście, mogę mieć wpływ na termin wyborów, ale zdaję sobie sprawę, że moje działanie może wprawdzie doprowadzić do wiosennych wyborów, ale także do paraliżu, kryzysu, bo to w istocie oznaczałyby owe trzy konstytucyjne kroki powoływania nowego rządu.

Nie zdecydowałby się pan raz jeszcze na te trzy kroki?

Nie, bo to jest rozwiązanie, które mogłoby łatwo być wykorzystywane do kompromitowania mnie jako sprawcy kryzysu.

Polityka 9.2005 (2493) z dnia 05.03.2005; Kraj; s. 18
Reklama