53 może zabić. W każdym razie doprowadziło do śmierci pewną Włoszkę. Kiedy liczba 53 nie pojawiała się w loterii weneckiej w kolejnych 182 losowaniach, kobieta zaczęła stawiać regularnie na spóźniający się numer coraz większe kwoty – aż przegrała cały majątek i popełniła samobójstwo. Z kolei pracownik banku w Lombardii został zwolniony z pracy po tym, jak ukradł milion euro z kont klientów, żeby obstawić spóźniającą się liczbę. Najwięksi desperaci sprzedali mieszkania, samochody i jeszcze zapożyczyli się u lichwiarzy. Wiele starszych osób odbierało emeryturę i szło z nią prosto do kolektury. Pewien emeryt postawił na „53” 1000 euro w nadziei, że dzięki wygranej kupi sobie sztuczną szczękę (na wypadek niepowodzenia miał się pozbawić ostatnich zębów). W Gragnano koło Neapolu żony i matki graczy poprosiły proboszczów, żeby nawoływali hazardzistów do nawrócenia. Ufff...
„53” nie chciało opuścić weneckiego bębna od 10 maja 2003 r. W sierpniu Włosi uznali, że już za chwileczkę, już za momencik... i przypuścili szturm na kolektury. Od tamtej pory postawili na szczęśliwy numerek ok. 4,2 mld euro. W 2004 r. wydali na gry losowe 23 mld, czyli o 38 proc. więcej niż rok wcześniej.
W środy i soboty miliony Włochów zamierają przed telewizorami,
wlepiając wzrok w obijające się o metalowy bęben kulki. Liczby typować można w loteriach dziesięciu miast, czyli na tzw. kołach. Koło to taki staroświecki bęben, przypominający kształtem piłkę do rugby, wykonany z miedzianej siatki i wyposażony w korbkę. Trzy obroty w lewo i trzy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, dzwonek, losujące dziecko sięga po kulkę.