Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów?” – pytał Poeta (Konstanty Ildefons Gałczyński „Zima z wypisów szkolnych”, 1936 r.) i natychmiast żartobliwie odpowiadał: „Dyć oczywiście pan wojewoda”.
W czasach wczesnego PRL propagandowe wykorzystanie śniegu było utrudnione. Kojarzył się z krainą białych niedźwiedzi (wieczna zmarzlina, Syberia), gdzie można było trafić nawet za nieprzystojne żarty z władzy, nie mówiąc o nieprawomyślnych poglądach. Potem śnieg także nie kojarzył się dobrze, bo z nieprzejezdnymi szosami, gdy „drogowcy znowu dali się zaskoczyć zimie”.
Dzisiaj śnieg można wykorzystywać propagandowo, a ściślej – marketingowo – bez żadnego skrępowania. Skakanie na śniegu służy podreperowaniu narodowego ja („nasz orzeł fruwa najdalej”), ale i bardziej przyziemnym celom: zwiększaniu sprzedaży gładzi szpachlowej, okien uchylnych, brukowej gazety czy przesłodzonego napoju. Zjeżdżanie po śniegu już tylko zwiększeniu sprzedaży sprzętów i usług z zabawami na śniegu związanych.
Let it snow
Produkowany w Ameryce śnieg nie jest, oczywiście, prawdziwym śniegiem, który w przyrodzie powstaje wysoko w chmurach z kryształków lodu, do których przyczepiają się drobinki wody i natychmiast zamarzają, po czym opadają na ziemię. Firma Snow Business produkuje śnieg sztuczny, nieprawdziwy. Nawet nie taki, jaki robią armatki śnieżne na narciarskich stokach. Na potrzeby fabryk snów i kręcenia reklam wytwarza śnieg z papieru, plastiku i w aerozolu. Skład papieru jest silnie strzeżoną tajemnicą. Tuż przed użyciem posiekany papier miesza się z proszkiem przypominającym mąkę kartoflaną. Skład proszku także jest tajemnicą. Tę mieszankę wsypuje się do zbiornika, skąd wężami pompuje do maszyny, czyli czegoś, co jest skrzyżowaniem armatki wodnej z pianową i sikawką strażacką.