Archiwum Polityki

Zostało z SB

W dniu, gdy w Sejmie składał sprawozdanie prezes IPN prof. Leon Kieres, gościem Salonu w Pile był prof. Andrzej Paczkowski, historyk, członek kolegium IPN. Jak ktoś zauważył, w Pilskim Domu Kultury zebrało się więcej osób niż na sali sejmowej. Przyciągnął temat: „Czym była SB i co po niej pozostało?”. Prof. Paczkowski – jak mało kto w Polsce – może wiarygodnie odpowiedzieć na oba człony pytania. Z jednej strony wybitny znawca dziejów PRL i ówczesnego systemu (m.in. współautor „Czarnej księgi komunizmu”), z drugiej osoba zaangażowana w działanie Instytutu Pamięci Narodowej. Rozmowa toczyła się więc o historii, która nie chce i, według wielu Polaków, nie może jeszcze odejść do historii.

SB (wcześniej UB) była instrumentem totalitarnej władzy (PZPR), jedynym resortem od początku budowanym na zasadzie pełnego zaufania i według rygorystycznie przestrzeganej zasady nomenklatury. Do 1956 r. – tarcza i miecz, potem oko i ucho, odzyskała pierwotną funkcję w stanie wojennym, choć wówczas miecz raczej płazował niż ścinał. Robotę wykonywali kadrowi oficerowie (od 22 tys. w 1945 r., 33 tys. w 1953 r., 8–9 tys. po 1956 r., do 24–25 tys. w latach 80.) i ich informatorzy (odpowiednio: 50 tys., 80 tys., 10–20 tys. i ok. 90 tys. w stanie wojennym).

Po SB zostali funkcjonariusze (zweryfikowani w służbach III RP lub nie), urządzenia techniczne i lokale, 80 km dokumentów (teraz w gestii IPN), tajni wywiadowcy oraz wielki problem: jak to zbilansować? Prof. Paczkowski kilkakrotnie podkreślał, że IPN nie jest ani spowiednikiem, ani weryfikatorem postaw ludzkich.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Salon Polityki; s. 94
Reklama