Jedną z najważniejszych zalet nowej matury miał być jej obiektywizm: uczniowie we wszystkich szkołach w Polsce otrzymają te same pytania i problemy do rozwiązania. Tego samego dnia o tej samej porze wszyscy chętni zdawać będą te same testy z historii, fizyki, biologii itd. W ten sposób – zakładali autorzy reformy – wyeliminuje się nie tylko niewspółmierność wymagań i różną skalę trudności, zobiektywizuje się także samą procedurę sprawdzania wiedzy kandydatów. O tę bezstronność zadbać miały komisje złożone z ekspertów przysyłanych do szkoły z zewnątrz, którzy zdających delikwentów nie widzieli wcześniej na oczy. Pisemne testy też zostaną ocenione poza szkołą, a sprawdzający nie będą znać nazwisk piszących.
Matura w nowej formule z rangą egzaminu państwowego miała wyeliminować sito w postaci egzaminów wstępnych na studia. Tegoroczni maturzyści nie mogą jednak liczyć na wydłużone wakacje, w wielu uczelniach bowiem będą musieli pokonać egzaminacyjną barierę zwaną eufemistycznie „sprawdzianem predyspozycji”.
– Na 34 kierunkach studiów, spośród wszystkich 76 wykładanych na Uniwersytecie Warszawskim, przewidziano dodatkowe sprawdziany predyspozycji – mówi Artur Lompart, rzecznik prasowy tej uczelni. – Przyjęliśmy zasadę, że za taki sprawdzian można uzyskać maksymalnie 50 proc. wszystkich możliwych punktów.
Uczniowie skarżą się, że wciąż trudno połapać się, kto i czego będzie od nich wymagał, tym bardziej że język informacji zamieszczanych na stronach internetowych to czasami istne pismo talmudyczne. Zdezorientowani są wszyscy, nawet urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Można tam na przykład usłyszeć, że dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim zrezygnowało z dodatkowego sprawdzianu, tymczasem to nieprawda: – Kandydat musi przejść przez sprawdzian predyspozycji, który jest trzyczęściowy i obejmuje sprawozdanie z konferencji prasowej, adiustację stylistyczno-językową tekstu oraz sprawdzian wiedzy o mediach krajowych i zagranicznych – mówi dr hab.