Archiwum Polityki

Wyjeżdżam, ale niedaleko

Rozmowa ze Sławomirem Mrożkiem o radościach życia emeryta, upadku ideałów oraz polskim i światowym chamstwie

Katarzyna Janowska: – Chciałabym porozmawiać nie o pana przeprowadzce do Nicei, a w każdym razie nie tylko o tym, ale o pańskiej korespondencji z Wojciechem Skalmowskim, opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie. Obejmująca ponad 30 lat życia wymiana listów ze Skalmowskim, a także wydana wcześniej pańska korespondencja z Janem Błońskim tworzą portret czasów porównywany przez literaturoznawców do „Dziennika” Gombrowicza. Zakładał pan, że te listy ułożą się w coś w rodzaju dziennika?

Sławomir Mrożek:– Ja też wolę rozmawiać o korespondencji niż o moim wyjeździe. W tym drugim temacie nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Decyzja zapadła. Wyjeżdżam i tyle.

Korespondowałem z Janem Błońskim, mam nadzieję, że niedługo ukaże się moja korespondencja ze Stanisławem Lemem i ze szwedzkim dziennikarzem, z którym zaprzyjaźniłem się w latach 50. podczas mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Wymieniając z nimi listy, nie zakładałem, że one w coś się ułożą.

Pisujecie jeszcze panowie do siebie?

Bardzo rzadko. Wojciech Skalmowski ciągle mieszka w Brukseli, ale z racji wieku już źle się czuje. Ja też mam za sobą różne choroby. Nie mamy już siły na pisanie. Znamy się jeszcze z czasów studenckich z Krakowa. Ale wówczas to nie była przyjaźń, tylko przypadkowa znajomość. Po latach spotkaliśmy się w Ameryce i wtedy zaczęliśmy do siebie pisać.

Skalmowski (profesor iranistyki, który w 1968 r. wyjechał z Krakowa do Brukseli) w jednym z listów przypomina, że po pobycie u niego powiedział pan, że prawdziwy dom to dobra rzecz... Który z pana domów był najbliższy tego na stałe? Ranczo Epifania w Meksyku? Paryż, Kraków?

Każdy, w którym w danym momencie życia mieszkałem, najbliższy czasowi teraźniejszemu.

Polityka 23.2008 (2657) z dnia 07.06.2008; Kultura; s. 68
Reklama