Archiwum Polityki

Poliglota u prezydenta

Zawodowy dyplomata Jerzy Bahr został szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Kancelarii Prezydenta (od kilku miesięcy był tam wakat po odejściu Marka Siwca, obecnie eurodeputowanego). Swoje obowiązki obejmie dopiero z początkiem marca, ponieważ do tego czasu musi zakończyć sprawy związane z dotychczasową funkcją ambasadora Polski na Litwie. U prezydenta będzie więc zaledwie przez kilka miesięcy. Czy warto na tak krótko? Zdaniem nowego ministra warto. – Wszystko, co robię, jest służbą i taka służba mi odpowiada – mówi Jerzy Bahr.

Podkreśla, że rok 2005 jest przełomowy: Polskę czekają wybory, umacnianie swojego miejsca w UE. Do załatwienia są też sprawy wschodnie, choć w kwestii Ukrainy szef BBN pierwszeństwo oddaje prezydentowi: – Najpierw jest pan prezydent, potem długo nic, a na końcu inni – mówi.

61-letni Bahr ukończył socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach pracował jako asystent w krakowskiej AGH, potem w Instytucie Śląskim w Opolu. Do MSZ trafił w 1974 r., gdzie powoli piął się po szczeblach dyplomatycznej kariery (był sekretarzem prasowym w ambasadzie Polski w Bukareszcie, potem referentem do spraw rumuńskich w MSZ). Po tym, jak publicznie potępił stan wojenny, zrezygnował z dyplomacji i dzięki „S” dostał pracę jako pomocnik bibliotekarza na Jagiellonce. W 1983 r. podczas wyjazdu na kurs językowy do Wiednia poprosił o azyl polityczny. Tam spędził kilka chudych lat. – Byłem bezrobotny. Życie okraszała mi tylko nauka języka niemieckiego – wspomina. Potem było lżej – w połowie lat 80. zatrudnił go Szwajcarski Instytut Wschodni w Bernie. Na emigracji współpracował z Radiem Wolna Europa.

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 15
Reklama