Archiwum Polityki

Konspira

W ojczyźnie Solidarności związki zawodowe w firmach prywatnych należą do rzadkości. A jeśli działają, to często na wpół konspiracyjnie. Listy członków są tajne. Składki płaci się przelewem z osobistych kont albo z ręki do ręki. Zebrania odbywają się w mieszkaniach, pubach lub regionalnych biurach związku.

Kiedy Andrzej Jakubiak idzie korytarzem warszawskiego Hotelu Marriott do pokoju przydzielonego przez firmę komisji zakładowej NSZZ Solidarność, koledzy mijają go obojętnie. Nie przystają też raczej przed związkową tablicą informacyjną. Wiedzą, że i tablica, i drzwi biura związkowego znajdują się w zasięgu kamery. Zainstalowano ją wkrótce po tym, jak Solidarność otrzymała tu lokum. Oficjalnie chodziło o nadzór nad ustawioną nieopodal szafą z alkoholami. Ale personel hotelowy jest przekonany, iż kierownictwo chce mieć baczenie nie tyle na trunki, ile na związek zawodowy. Dlatego rękę Jakubiakowi, kierownikowi działu bankietów i szefowi zakładowej Solidarności, podają dopiero, gdy znajdą się poza zasięgiem Wielkiego Brata. Te gry i zabawy trwają już z górą trzy lata, od czerwca 2001 r.

Jakubiak (38 lat) sprawia wrażenie człowieka spokojnego, zrównoważonego. Pracuje w Marriotcie od 1989 r. Kiedy zaczynał, zarabiało się tu dwa, trzy razy więcej aniżeli w innych hotelach. Myślał wtedy: Amerykanie, róbcie ze mną, co chcecie, byle byście tak płacili. Jednak z czasem płace zaczęły maleć, a wymagania przełożonych rosły. Między pracownikami doszło do rozmów o potrzebie zorganizowania związku.

Byli ostrożni, bo pamiętali o wcześniejszej nieudanej próbie. Nie ustrzegli się. Ktoś zdradził. – Po południu zebrała się grupa około 20 osób, a nazajutrz pracodawca już o wszystkim wiedział – opowiada Jakubiak. – Musieliśmy działać błyskawicznie. W ciągu jednego dnia zarejestrowaliśmy związek i powiadomili dyrektora, kto jest w grupie założycielskiej. Dwie osoby zwolnił od ręki. Odwołały się do sądu pracy. Dostały spore odszkodowania, pod warunkiem, że nie wrócą. Dyrektor mówił – relacjonuje Jakubiak – że na ciele Marriotta powstał wrzód, który w ciągu trzech miesięcy usunie.

Polityka 3.2005 (2487) z dnia 22.01.2005; Kraj; s. 32
Reklama