Nad Spółdzielczymi Kasami Oszczędnościowo-Kredytowymi (SKOK) od lat rozpościerał się polityczny parasol ochronny. Prawicowi politycy widzieli w nich jedną z ostatnich instytucji finansowych w Polsce, która nie przeszła w ręce „obcego kapitału”, lewicowi – wcielenie bliskiej im idei spółdzielczości. Niestety w ciągu kilkunastu lat działalności Kas szczytna idea samopomocy finansowej, jaką mieli sobie świadczyć ich członkowie, uległa wypaczeniu. W artykułach „Wielki SKOK” („Polityka” 47/04) i „Kasa Wielkiej Piątki” (51/04) opisaliśmy szereg nieprawidłowości związanych z działalnością SKOK. Dziś piszemy o skutkach, jakie wywołały te doniesienia.
Fuzje SKOK
W naszych publikacjach ujawniliśmy mechanizm, dzięki któremu kilku byłych działaczy Solidarności i ich znajomych podporządkowało sobie wszystkie SKOK w całym kraju. Przypomnijmy: pierwsze Kasy powstały na początku lat 90. przy zakładach pracy. Ich założycielami byli głównie związkowcy z Solidarności: wpłacali do SKOK całe swoje oszczędności, namawiali do tego samego rodziny, znajomych. W 1992 r. Grzegorz Bierecki, były dyrektor Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, namówił kilka Kas do utworzenia spółdzielni – Krajowej SKOK. Miała ona zapewniać Kasom pomoc prawną, gwarantować ich stabilność. Prezesem Krajówki został Bierecki, a członkami zarządu jego najbliżsi współpracownicy: Lech Lamenta i Wiktor Kamiński. Przy wsparciu brata Biereckiego – Jarosława, prawnika Adama Jedlińskiego oraz Grzegorza Buczkowskiego, prezesa kilku należących do Kasy Krajowej spółek, rządzą Kasami do dziś.
W 1995 r. dzięki poparciu ówczesnego posła UP Bogusława Kaczmarka Krajówce udało się przeforsować w Sejmie ustawę, zgodnie z którą każdy nowo powstający SKOK musiał przystąpić do Kasy Krajowej.