Archiwum Polityki

Czy mamy jeszcze rząd?

Czego chce Marek Belka? Dotrwać ze swym rządem do wyborów czerwcowych? A może do październikowych? Czy ma ochotę, by jeszcze coś w państwie zmienić? Chce po zakończeniu swej misji odejść na jakąś dobrą posadę w ważnej instytucji finansowej, czy też marzy mu się patronat nad nową inicjatywą polityczną?

Rząd Marka Belki wchodzi w dziewiąty miesiąc swego istnienia prawie nie zauważany. Emocje kłębią się wokół orlenowskiej komisji śledczej, wokół lustracji marszałka Sejmu, dymisji ministra Ungiera, pomysłów opozycji na przyszłe rządzenie, a wokół rządu emocji właściwie nie ma. Ledwie odnotowano uchwalenie budżetu na rok przyszły; byliśmy świadkami najbardziej sennej rozgrywki budżetowej w ostatnich latach. Nawet kolejarze tym razem nie zasiedli w Sejmie, by przypilnować swoich pieniędzy, i strajk zapowiadają na połowę stycznia.

Specjaliści o budżecie mówią dobrze, a krytyka opozycji miała charakter bardziej rytualny, gdyż merytorycznych argumentów brakowało. Wpływy z prywatyzacji po raz pierwszy od lat przekroczono, mimo że ministra skarbu Sejm nieustannie wzywa na dywanik, by mu czegoś zakazać (czym minister przejmuje się w sposób umiarkowany). Złoty umacnia się, ale presji na bank centralny nie ma, zaś stosunki między rządem i Radą Polityki Pieniężnej układają się poprawnie.

Nawet w służbie zdrowia spokojnie podpisano kontrakty na rok przyszły. Nikt z nikim nocami w świetle reflektorów i w obecności kamer nie negocjował. W polityce zagranicznej też uspokojenie: traktat konstytucyjny Unii Europejskiej podpisany przez premiera, stosunki z Niemcami i Francją poprawiają się, sukces polskiej polityki wobec Ukrainy premier i minister spraw zagranicznych dzielą wspólnie z prezydentem.

Rząd robi swoje zgodnie z przyjętym harmonogramem i w niewielkim stopniu przejmuje się burzliwym życiem politycznym, które szaleje wokół. Czasem te burze premiera dopadają, jak choćby przy okazji wypowiedzi minister Magdaleny Środy w sprawie korzeni przemocy w rodzinie (to ostatni chyba przypadek, gdy rząd przebił się do mediów, gdyż medialne wzięcie ma dziś tylko taka sprawa, którą można wykreować na aferę).

Polityka 1.2005 (2485) z dnia 08.01.2005; Kraj; s. 24
Reklama