Nie wiem, czy to wypada, aby redaktor naczelny „Polityki” składał życzenia „Świąt wolnych od polityki”, ale naprawdę tego życzę. Czasami mam wrażenie, że pod logo naszego tygodnika, w miejscu, gdzie nasi poprzednicy umieszczali wezwanie do proletariuszy, żeby się łączyli, powinniśmy dać jakąś krótką klasyczną definicję polityki. Bo czy ktoś jeszcze pamięta, że polityka to sztuka rządzenia państwem albo troska o dobro publiczne, a nie jakaś wschodnia sztuka walki, której celem jest zatłuczenie wroga i zdobycie łupów? Niby dla gazety powinno być dobrze – bo jest o czym pisać – kiedy wkoło rozkwitają afery, parlamentarzyści obrzucają się grubym słowem i niemal każdy dzień kończy się jakimś wnioskiem do prokuratury. Ale ileż można? Okropnie nas w tym roku umęczyli koledzy-politycy, co im uprzejmie, choć nie bez złośliwości, wypominamy w przeglądzie wydarzeń 2004 r., z nadzieją, że przynajmniej przez Święta będą cicho. Przy okazji politykom od „Polityki” życzymy, aby mniej zajmowali się sobą, a bardziej powierzonym im państwem. I – jeśli można mieć życzenia okrutne: żeby każde kłamstwo i nadużycie władzy od razu się wydało (w czym obiecujemy naszą skromną pomoc).
Ten rok kończymy w nastroju moralnego dyskomfortu, co barwnie i na przykładach opisuje Zdzisław Pietrasik
. Gdyby przyjąć radykalne hipotezy, jakie produkuje komisja śledcza, żyjemy w państwie, którym rządzą tajni agenci, skorumpowani urzędnicy, podejrzani biznesmeni i, ogólnie – zblatowane towarzystwo, gdzie cnota jest równie rzadka jak w agencji towarzyskiej. Kto wierzy, że tak jest, życzyłby sobie zapewne, aby całą tę republikę kolesiów jeszcze przed następnymi świętami diabli wzięli i żeby nastała czysta Czwarta Rzeczpospolita (co opisuje Janina Paradowska).