Z racji swoich funkcji (doliczono się ich aż 500) wątroba przypomina fabrykę skrzyżowaną z oczyszczalnią i magazynem surowców. Pracuje bezszelestnie i dlatego rzadko o niej pamiętamy. Aby przekonać się, czy wątroba funkcjonuje prawidłowo, konieczne są badania krwi pod kątem specyficznych markerów, których odchylenie od normy nie uprawnia jeszcze do postawienia jednoznacznej diagnozy, ale jest pierwszym sygnałem, że dzieje się w niej coś złego.
Może wątrobę zaatakowały wirusy wywołujące żółtaczkę? W przypadku tych infekcji zażółcenie oczu i skóry (choć bierze się z nadmiaru bilirubiny w ustroju, którą sprawna wątroba powinna usunąć) o niczym nie świadczy. Prawdopodobnie milion ludzi w Polsce choruje na przewlekłe zakażenie wirusem HBV lub HCV (patrz ramka), a wcale tego po nich nie widać.
Cicha epidemia
Magdalena Sroczyńska-Kożuchowska nigdy nie lubiła się leczyć i przez wiele lat nie musiała. Kilkanaście lat temu zgłosiła się do przychodni z bólami brzucha. Wynik kolejnej biopsji zabrzmiał jak wyrok. – Okazało się, że jestem zakażona wirusem C zapalenia wątroby i mam marskość, która bez natychmiastowego podjęcia leczenia grozi śmiercią.
Wirus C wywołujący zapalenie wątroby lekarze odkryli dopiero w 1989 r., a testy diagnostyczne pojawiły się na początku lat 90. Magda Sroczyńska-Kożuchowska może więc o sobie powiedzieć, że należała w Polsce do pierwszej grupy chorych, u których w ogóle rozpoznano to zakażenie. Państwowy Zakład Higieny po raz pierwszy w 1997 r. zarejestrował 992 chorych zainfekowanych wirusem C, a w kolejnych latach już dwa razy tyle – w 2002 r. było ich już w oficjalnym rejestrze 1892. Znacznie bardziej bulwersujące są jednak dane nie odpowiadające na pytanie, ile osób zakażonych udało się wykryć (najczęściej przy okazji wykonywania zupełnie innych badań), ale ile ich w Polsce żyje.