Archiwum Polityki

Pegaz z puszek

Sztuka bez skrupułów wprzęgana jest w mechanizmy reklamy. Ale ostatnio także sztuka nie pozostaje dłużna reklamie ośmieszając ją w swych pracach.

Z ogromnego przydrożnego billboardu dumnie patrzy w przestrzeń Dawid Michała Anioła. Patrzy? Właściwie trudno powiedzieć, bo na jego nosie tkwią modne okulary przeciwsłoneczne znanej firmy.

Podobne przykłady można by mnożyć. Naga piękność z obrazu „Szał uniesień” Podkowińskiego ubrana została swego czasu w biustonosz i majtki, „Krzyk” Muncha reklamował szczepionki, zaś motyw stworzenia Adama z plafonu Kaplicy Sykstyńskiej wyświetla się w telefonach firmy Nokia. Nawiasem mówiąc, te dwie wyciągnięte ku sobie dłonie są jednym z najczęściej wykorzystywanych w reklamie motywów dawnej sztuki. W czołówce tej listy znajduje się też „Wzorzec Witruwiusza” Leonarda da Vinci, „Śniadanie na trawie” Maneta, „Primavera” Botticellego, no i oczywiście „Mona Lisa”. Można się oburzać, ale zbyt wielka jest moc słynnych dzieł, by pozostawili je w spokoju spece od kuszenia ludzi.

Sięganie przez reklamę po sztuki piękne nie zawsze na szczęście kojarzy się z wyzyskiwaniem. Zazwyczaj jest to dość zgodna kooperacja, dzięki której korzystają zarówno odwołujący się do znanych motywów artyści (zarobek) jak i zamawiający (dobra artystycznie reklama). A sposobów wprzęgania sztuki w machinę rynkową jest wiele. Najpopularniejszy to wspieranie się dziełami artystycznymi w budowaniu wizerunku firmy. Stąd duże korporacje chętnie wydają firmowe kalendarze z reprodukcjami prac znanych malarzy (np. Plus GSM sięgnął po rysunki Jerzego Nowosielskiego). Towarzystwo ubezpieczeniowe Hestia z kolei od dziesięciu lat tworzy swoje raporty roczne na podobieństwo albumów, za każdym razem sięgając po nowe obszary sztuki: rysunki Güntera Grassa, dorobek malarzy gdańskich, fotografie Andrzeja Dudzińskiego czy sztychy Daniela Chodowieckiego.

Polityka 12.2003 (2393) z dnia 22.03.2003; Kultura; s. 70
Reklama