„Niszczyciela sądzi się po zniszczeniach, które, jak pokazał, są do powtórzenia i rozszerzenia, są potencjalnie kosmiczne. Nasze emocje to jego wizytówka” – pisze francuski filozof André Glücksmann w książce analizującej przyczyny i możliwe skutki zamachu 11 września.
Czasem te emocje nawet filozofowi trudno powściągnąć: „osłupienie”, „wstrząs”, „nowi mordercy” to określenia, które w eseju „Dostojewski na Manhattanie” pojawiają się nad wyraz często. Tam jednak, gdzie Glucksmann potrafi zdobyć się na dystans, udaje się uchwycić nieoczekiwany sens spektakularnego ataku na wieże w Nowym Jorku. Oto więc – dowodzi – widzieliśmy wydarzenia, które pokazują globalny charakter nowego konfliktu, gdzie nie ma już podziału na czas wojny i pokoju, armie i ludność cywilną. Także terroryści, z Osamą ibn Ladenem na czele, wyłamują się ze stereotypów; najczęściej są ludźmi wychowanymi w kręgu kultury zachodniej, niedotkniętymi bezpośrednio biedą Trzeciego Świata. Ich ataków – dowodzi francuski filozof – nie da się wytłumaczyć ani starciem odmiennych kultur, jak chciał Samuel Huntington w klasycznym już „Zderzeniu cywilizacji”, ani walką „dżihadu z McŚwiatem”, jak ujmowano ten konflikt w innej znanej formule. Kim więc są terroryści – najwięksi dziś wrogowie ludzkości? Glucksmann mówi o nich jako o nihilistach – „bohaterach agresji bez hamulca i celu, atakujących nie takich czy innych ludzi, lecz wszystkich”. By opisać tę nieznaną, nową jakość światowego konfliktu, filozof odwołuje się do postaci literackich, które, jak Emma Bovary, sieją zniszczenie wokół siebie, albo jak Stawrogin, demoniczny bohater „Biesów” Dostojewskiego, zatruwają umysły i powoli rozsiewają nihilistyczną zarazę.