W tym samym tygodniu, kiedy „Rzeczpospolita” nominowała Ryszarda Kapuścińskiego na kandydata do swojej nagrody („Za podniesienie roli reportażu do roli wysokiej literatury, za wyznaczenie najwyższych standardów zawodowych i etycznych”), prof. Jan Winiecki ogłosił („Wprost” nr 6), że twórczość Kapuścińskiego jest szkodliwa.
Żeby nie być posądzonym o manipulację, przytoczmy in extenso treść oskarżenia: „Jedynego polskiego mogula lewicowego dziennikarstwa miałem okazję usłyszeć na prywatnym przyjęciu w 1987 r. (może zresztą był to koniec 1986 r.). (...) Przedstawiłem swoje oczekiwania dotyczące końca komunizmu w Europie w perspektywie lat raczej niż dziesięcioleci. Mogul się żachnął, najwyraźniej urażony w preferencjach ideologicznych. Wyjaśnił (?), że jeśli szklanka stoi w jakimś miejscu, to będzie tam stać dopóty, dopóki jej ktoś nie przestawi, i że takiego kogoś w tej części świata nie ma. Z czego wynikałoby, że szklanka (wraz z gen. Jaruzelskim na szklanym ekranie) stoi do dzisiaj”.
„Redaktor Ryszard Kapuściński, bo o nim mowa – czytamy dalej – miał i ma nadal określone preferencje ideologiczne. Dlatego koniec socjalizmu wyraźnie nie mieścił się w jego scenariuszu”. Autor zalicza redaktora Kapuścińskiego do rodziny Talenciaków. „Jest to rodzina lewicowych – czy lewicujących – intelektualistów, zawsze gotowych do krytyki wolności w ogóle, a wolności gospodarczej, czyli kapitalizmu rynkowego, w szczególności, i proponujących lub wychwalających wszystko to, co z liberalizmem sprzeczne. Najczęściej zresztą sprzeczne także ze zdrowym rozsądkiem”.
Talenciakowie są nafaszerowani socjalistycznymi utopiami i bezrefleksyjnym humanizmem.