Archiwum Polityki

W powietrzu jest czyściej

Stanisław Skalski – legendarny brawurowy pilot II wojny światowej, więzień stalinowski – bohater idealny. A jednocześnie człowiek ekscentryczny i naiwny. Wplątywał się w dziwne polityczne koneksje, dał okraść hochsztaplerom. Zmarł w zapomnieniu.

Niektóre media podały, że generał Skalski zmarł w przytułku pobity i opuszczony. To byłaby mocna puenta, ale nieprawdziwa. Zmarł 14 listopada 2004 r. w warszawskim szpitalu przy ul. Szaserów. Nikt go nie pobił. Miał 89 lat, był już niedołężny, po prostu przewrócił się i potłukł. Rodzina była z nim do końca. W ostatnich latach życia podpisywał wszystkie papiery, które ktoś mu podsunął. Nikt nie wie, jak bardzo udało się oszustom przetrzebić kolekcję militariów i malarstwa, należącą do generała.

– Jednego jestem pewna. Dyplom Złotego Krzyża Virtuti Militari, który był dla niego świętością, został zastąpiony nieudolną kopią – mówi Joanna Skalska, chrześnica generała, córka jego stryjecznego brata. – Na szczęście miał już tak słaby wzrok, że się o tym nie dowiedział.

O lotnictwie myślał już w gimnazjum.

Podziwiał wyczyny pionierów. Przed maturą uczniowie z jego szkoły mieli zwyczaj haftować na rogatywkach symbol tego, czym chcą się zajmować w przyszłości. Jemu koleżanka wyhaftowała piękny, biały samolot. Ze studiów na Politechnice Warszawskiej, a potem w Szkole Nauk Politycznych zrezygnował szybko. Za blisko znajdował się Aeroklub Mokotowski. Przepadał tam na całe dnie popatrzeć na loty, posprzątać hangary, umyć samolot, żeby go chociaż dotknąć. Skończył kurs szybowcowy, lotnicze przysposobienie wojskowe i wreszcie dostał się do dęblińskiej Szkoły Orląt.

– Tam spotkałem go pierwszy raz – wspomina płk Jerzy Moniński, przyjaciel generała. – Nie był prymusem, miał rogaty charakter, ale czuło się, że to młody pistolet. Jego popisowym numerem był przelot pod drutami wysokiego napięcia, oczywiście wbrew zakazom przełożonych.

Polityka 51.2004 (2483) z dnia 18.12.2004; Kraj; s. 28
Reklama