Tu w Kijowie na Majdanie ludzie ją uwielbiają. Kiedy staje na trybunie, Majdan Niezależności skanduje: Ju-lia, Ju-lia. Domaga się, żeby przemówiła. Jeśli nie zabiera głosu albo nie ma jej wśród liderów opozycji, którzy każdego wieczora spotykają się z protestującymi, by zdać relację z sukcesów i porażek minionego dnia, wiec ma inną temperaturę, letnią. Jeśli przemawia, wpatrują się w swoją Julię niczym w święty obraz. Samochody przestają trąbić, młodzi odstawiają butelki z piwem. – Czuję dreszcze – opowiada Boris, student z Tarnopola, który przepycha się pod samą trybunę i chce podać kwiaty.
– To fenomen. Jeśli ona powie, że słońce zajdzie w południe, to ludzie jej uwierzą – mówi Wiktor Niebożenko, politolog, który uczył Julię, jak stawiać kroki na grząskim, politycznym gruncie. Okazała się wybitną uczennicą: wie, co ludzie chcą usłyszeć, jak zagrzać do walki i dodać otuchy. Potrafi być demagogiczna, porywająca, namiętna. Dlatego jest głównym oratorem na Majdanie. Wiktor Juszczenko z premedytacją powierzył jej tę rolę. On kieruje polityką, ona rządzi propagandą.
Oleksandr Turczynow, który przy Julii Tymoszenko trwa najdłużej i jest jej zastępcą w partii Batkiwszczyna, gotów przysiąc, że Juszczenko nigdy nie wie, co powie Julia ani w którą stronę poniesie ją temperament. Julia mówi: Będziemy stać na zimnie i śniegu, pilnując, by respektowano nasz demokratyczny wybór. I ludzie rozumieją, że trzeba stać do zwycięstwa. Czasami zdarzy się jej szarżować. Kiedy prezydent Kuczma nie zareagował na próbę rozbicia państwa, kiedy wschodnie regiony zagroziły secesją, Tymoszenko krzyczała z trybuny: – Leonidzie Daniłowiczu, wiemy, co knujecie!