Liderzy Romów mówią, że jest ich w Polsce ponad 30 tys. Według szacunków wojewodów jest ich w sumie ok. 20,7 tys. Należą do czterech głównych grup etnicznych: Polska Roma, Kełderasze, Lowarzy i Bergitka Roma. Ale dzieli ich też przynależność rodowa oraz poziom biedy i bogactwa. Jedni dalej pozostają wierni tradycji, inni poszukują nowej tożsamości.
Po wojnie państwo starało się Romów objąć przymusową „produktywizacją”. W 1964 r. zakazano wędrówek cygańskim taborom i Romów (poza już wcześniej osiadłą grupą Bergitka Roma) przymusowo osiedlono, najczęściej w zdegradowanych społecznie dzielnicach lub socjalnych barakach na obrzeżach miast. Na progu III RP część Romów uświadomiła sobie, że w przeszłość odchodzi nie tylko państwo totalitarne, ale i opiekuńcze. Także narastające poczucie dyskryminacji skłoniło do tworzenia romskich organizacji. Głos ich liderów znaczy już niekiedy więcej niż tradycyjnej rodowej starszyzny.
Dwudziestu prezesów
Związek Romów Polskich ze Szczecinka ma 1200 członków, 15 wolontariuszy, 8 osób na etatach i siedzibę w dawnym Klubie Abstynenta. I tu też prezes Roman Chojnacki ma biuro poselskie. Przez ostatnie dwa lata był posłem do romskiego parlamentu, jakim według niego jest organizacja International Romani Union. Akurat wrócił z VI Kongresu, gdzie Stanisława Stankiewicza z Białegostoku, przewodniczącego Centralnej Rady Romów, wybrano na prezydenta IRU, a jego do 12-osobowego gabinetu, gdzie został ministrem od spraw rasizmu i Holocaustu.
– Chojnacki ministrem od Holocaustu? A wie on choćby, kiedy wybuchła wojna? Po co nam jakiś rząd Stankiewicza, skoro nie mamy własnego państwa? To uzurpatorzy! – Roman Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce, nie ukrywa irytacji.
Jego stowarzyszenie istnieje od 1992 r.