Archiwum Polityki

Amerykański aktor Billy Bob Thornton o roli w „Złym Mikołaju”:

Czarna komedia, w której gram włamywacza udającego świętego Mikołaja w supermarketach, nie przypomina w żaden sposób ciepłych, nastrojowych filmów o radosnej, wigilijnej atmosferze. Kiedy przeczytałem scenariusz Johna Requa i Glenna Ficarra, zaskoczyła mnie zjadliwa ironia i pogwałcenie schematów kina familijnego. Pijak, dziwkarz i złodziej przykleja siwą brodę i opowiada dzieciom bzdurne historyjki. Nie dość, że jest malkontentem i skończonym łajdakiem, to jeszcze robi z siebie błazna, okazując pogardę tępym małolatom, które nabierają się na szyte grubymi nićmi kłamstwa. Amerykanie bardziej niż Europejczycy przywiązują wagę do świątecznych rytuałów. Nie wierzyłem, że ta niepoprawna politycznie opowieść zostanie nakręcona. Zdaje się, że zadziałała tu magia nazwisk braci Coen, którzy od początku popierali projekt.

„Zły Mikołaj” nie jest filmem komercyjnym, wpisuje się raczej w ciąg krytycznych obrazów takich jak „Miasteczko South Park”, które burzą stereotypy, zamiast budować przesłodzony wizerunek rzeczywistości. To jest zresztą powód, dla którego nie występuję w hollywoodzkich superprodukcjach. Granie w filmach, których jedynym celem jest zarobienie pieniędzy, uważam za stratę czasu. Cenię kino niezależne, takie jak antyrasistowskie „Czekając na wyrok”, w którym chodzi o jakiś problem, a nie o konto producenta. Ponadto w roli złego Mikołaja znalazłem coś osobistego, do czego niechętnie się przyznaję. Miałem ciężkie życie, przeżywałem rozmaite zakręty, o których obiecałem nigdy nie mówić publicznie. Mimo pozorów sukcesu czuję się luźno związany z branżą. Mam trójkę dzieci, którym poświęcam dużo czasu. Niespecjalnie dbam o popularność. Często godzę się na eksperymenty artystyczne. Nie zawsze jest to dobrze przyjmowane. Występując z kapelą rockową Tres Hombres słyszę często złośliwe komentarze: o, znowu ten aktor chałturzy na scenie.

Polityka 48.2004 (2480) z dnia 27.11.2004; Kultura; s. 61
Reklama