Archiwum Polityki

Lynch czarno-biały

+++

W „Człowieku słoniu” po raz pierwszy objawił się wizjonerski talent przyszłego autora „Mulholland drive”. Jest to też prawdopodobnie najbardziej osobiste dzieło Lyncha, który w nietypowy dla siebie sposób, bo metodą skrajnie realistyczną, opowiedział autentyczną historię Johna Merricka, mężczyzny o zniekształconej twarzy, uważanego przez nietolerancyjne otoczenie za potwora. Reżysera pociąga temat dwoistości ludzkiej natury: pięknej duszy zamkniętej w odrażającym ciele. Oraz degradująca rola presji społecznej, w wyniku której życie odmieńca zamienia się w piekło. Stawianie filozoficznych pytań stanowi najmocniejszą stroną amerykańskiego twórcy. Nie redukuje jednak widowiskowej strony filmu, który po 24 latach od premiery nic nie stracił na atrakcyjności. Ciekawe, że przewidział to nawet Mel Brooks, producent „Człowieka-słonia”, który w reakcji na wiadomość o nieprzyznaniu ani jednego Oscara filmowi (otrzymał wówczas aż 8 nominacji) powiedział: – Za dziesięć lat film „Zwykli ludzie” Redforda – zwycięzca oscarowej rywalizacji – będzie odpowiedzią na jakieś błahe pytanie. „Człowiek-słoń” – filmem, który będzie się oglądało. Szokujące dzieło Lyncha przypomina teraz Vision w nowej, prestiżowej serii „Legendy kina”. Ukażą się w niej również m.in. „Frances” Graeme’a Clifforda ze znakomitą rolą Jessicki Lange o niepokornej hollywoodzkiej gwieździe, która nie godzi się na artystyczne kompromisy, oraz „Niebieski żołnierz” Ralpha Nelsona, słynny antywestern z epoki hipisowskiej upominający się o los eksterminowanych Indian.

j.w.

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 46.2004 (2478) z dnia 13.11.2004; Kultura; s. 64
Reklama