Archiwum Polityki

Niespodzianka córki Franka

Zwykle z politowaniem patrzymy na rozpaczliwe próby zapomnianych artystów sprzed lat, którzy raz jeszcze podrywają się do lotu, by przypomnieć światu minione chwile swojej świetności. Gruba warstwa szminki, sterta bajerów technicznych i ewentualne wsparcie kilku znajomych z branży też niewiele pomagają. Tak też popatrzyłem na informację o nowej /ha ha ha/ płycie córki wielkiego Franka Nancy Sinatry.

Owszem, czterdzieści lat temu wyśpiewała sobie miejsce w historii popu przebojem o butach stworzonych do chodzenia i kilkoma udanymi duetami z Lee Hazlewoodem. Ale niegdysiejsza atrakcyjna laseczka w mini dawno już przekroczyła ustawowy wiek emerytalny i jej comeback wydaje się pomysłem z gruntu chybionym. Tak pomyślałem i już chciałem o całej sprawie zapomnieć, gdy przez okno do mojego pokoju wleciał ptak, który trzymał w dziobie płytę zatytułowaną „Nancy Sinatra”.

Nie chcąc skrzydlatemu przyjacielowi robić przykrości, umieściłem CD w odtwarzaczu.

I oto informuję P.T. Czytelników, że „Nancy Sinatra” to bardzo dobra płyta w stylu pop-rock. Nagrana bez efekciarstwa, świetnie brzmiąca, z umiejętnie dobranym zestawem piosenek (m.in. Morriseya i Bono). A na okładce zdjęcie Nancy tak dobrane, że obok przyjemnego słuchania mamy jeszcze przyjemne patrzenie. Słowo daję, zupełnie niespodziewana, bardzo miła niespodzianka.

Nancy Sinatra „Nancy Sinatra” Sanctuary 2004

Polityka 46.2004 (2478) z dnia 13.11.2004; Kultura; s. 67
Reklama