1 stycznia 2005
Otwieram moją teczkę. Co w niej jest? Dzień po dniu. Zamiar jest jasny – utrwalić każdy dzień. Łatwo napisać, ale co wyłowić z każdego dnia? Smaczny cytat? Ciekawą książkę? Upadek na nartach? Rozmowę z przyjaciółmi? Najgorsze będą dni puste, przeżyte bez sensu, sama woda, z której niczego wyłowić się nie uda. Dziennik? – Nie, to słowo onieśmiela, jest zbyt poważne, przypomina lektury szkolne i studenckie – Samuela Pepysa, Tomasza Manna, Marię Dąbrowską. Tego nie można ode mnie wymagać. To byłby szczyt bezczelności. Raczej „codziennik” – ani głębiny, ani wyżyny, po prostu dziennikarskie notatki starszego pana, który z wiekiem coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że życie nie jest dane raz na zawsze, każdy dzień przybliża nas do końca, ale każdy jest inny i niezwykły, każdy może być ostatnim. Trzeba się spieszyć, żeby go utrwalić – choćby na papierze.
Pamiętam, jak kiedyś rozmawiałem z Agnieszką Osiecką i Jerzym Putramentem. Było to we wsi Krzyże na Mazurach, gdzie pomieszkiwali młodzi wówczas twórcy STS: Ziemowit Fedecki, Andrzej i Marysia Jareccy, Jerzy i Zosia Markuszewscy. (Putrament – znany podówczas pisarz i działacz partyjny – był zapalonym wędkarzem). – Wam, z STS, wydaje się, że będziecie żyli wiecznie – powiedział do Agnieszki z wyrzutem. Zapamiętałem te słowa. Dziś, trzydzieści lat później, już mi się tak nie wydaje. Nie ma już obojga moich rozmówców. Piosenki Agnieszki śpiewają wszyscy, książek Putramenta nie czyta nikt.
23 marca
Godz.18.00 – Spotkanie z prof. Stefanem Niesiołowskim w Salonie „Polityki” w Sopocie. Zaprosiłem go, bo to postać ciekawa i dla mnie egzotyczna. Był bardzo ostrym antykomunistą i pełnym temperamentu publicystą.