Archiwum Polityki

Przetłumaczyć z unijnego na nasze!

Polska pilnie potrzebuje instytucji rzecznika zdrowego rozsądku.

Na dworze Cesarstwa w Wiedniu zatrudniano człowieka zwyczajnego, któremu biurokraci musieli dawać do czytania projekty nowego prawa. Jeśli człowiek zwyczajny nie potrafił objaśnić, o co w przepisie chodzi, nie rozumiał go od pierwszej lektury – projekt odsyłano do poprawki. Instytucja taka – rzecznika zdrowego rozsądku – pilnie potrzebna jest w Polsce.

Rozgorzała właśnie debata, jak ułożyć pytanie, na które w głosowaniu powszechnym (referendum) mają odpowiedzieć wszyscy Polacy. Oto trudność: pytanie powinno być proste, a sama pełna nazwa traktatu o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej zajmuje 21 linijek tekstu i w przedstawionym na razie projekcie angielskim wypełnia całą stronę. Według naszej konstytucji, umowę międzynarodową (traktat) podpisuje rząd, a zatwierdza ostatecznie (czyli ratyfikuje) prezydent, natomiast naród w głosowaniu sam umowy nie zatwierdza, tylko wyraża zgodę, by umowę zatwierdził prezydent. Rację ma rzecznik praw obywatelskich: jeśli na karcie do głosowania pytanie będzie skomplikowane – a prawnicza poprawność brzmi zazwyczaj śmiesznie – mało kto pofatyguje się do urn. Trzeba więc dobrze zredagować pytanie.

Na początek – póki nie ma jeszcze polskiego tłumaczenia – proponowałbym usunąć przyjęte przez naszych biurokratów słowo „akcesja” z nazwy traktatu i zastąpienie go słowem „przystąpienie” albo „wejście”. (Na przykład, starając się o pracę źle, jeśli ktoś pisze: „Składam aplikację o akcesję”). Ale to tylko początek. Na razie nasz Urząd Komitetu Integracji Europejskiej przedstawia tekst angielski i na piśmie wyjaśnia obywatelom, o co chodzi, cytujemy: „Zasadnicza treść merytoryczna projektu Traktatu akcesyjnego, czyli warunki przystąpienia oraz zmiany Traktatów, na których opiera się Unia, wynikające z przystąpienia, określone są w Akcie akcesji dołączonym do Traktatu, stanowiącym na podstawie art.

Polityka 8.2003 (2389) z dnia 22.02.2003; Komentarze; s. 16
Reklama