Archiwum Polityki

Ceny nie boją się Rady

Rada Polityki Pieniężnej pogroziła palcem szybko rosnącym cenom i powtórnie już, choć nieznacznie, podniosła stopy procentowe. Spotkało się to z aprobatą zarówno bankowych analityków jak i nowego ministra finansów, którego poprzednicy zwykle w sprawie stóp mieli odmienne zdanie. Członkowie Rady chcą coś zrobić, bo inflacja staje się groźna. W czerwcu – w porównaniu z rokiem ubiegłym – ceny konsumpcyjne skoczyły aż o 4,4 proc., a w kolejnych miesiącach wzrost liczony w skali rocznej może sięgnąć nawet 5 proc. Może jednak mimo to warto było poczekać z decyzją na wskaźniki lipcowe?

Problem z rosnącymi cenami polega bowiem na tym, że one się Rady Polityki Pieniężnej nie boją, zależą bowiem od czynników, na które nie ma ona wpływu. W ostatnich miesiącach było ich kilka: wzrost stawek VAT, zniesienie barier utrudniających sprzedaż naszej żywności do Unii, co spowodowało, że więcej mięsa i mleka pojechało do sąsiadów, powodując drożyznę u nas. I wreszcie – wzrost światowych cen paliw, które mają przecież znaczący wpływ na koszty produkcji wszystkiego.

RPP, oczywiście, świetnie zdaje sobie sprawę, że na te zjawiska nie ma wpływu. Dlatego Leszek Balcerowicz wyjaśnia, że celem Rady jest powstrzymanie oczekiwań inflacyjnych. Czyli samospełniającej się prognozy polegającej na tym, że ponieważ zarówno producenci jak i konsumenci są przekonani, iż ceny będą szły w górę, więc sami je podnoszą, nasilają się też żądania wzrostu płac. Czy jednak członkowie Rady walczą z tymi oczekiwaniami skutecznie? Dla zwykłych ludzi informacja o podniesieniu stóp referencyjnych czy redyskonta jest mało czytelna. Odbierają jednak sygnał, że w gospodarce dzieje się coś złego. Jeśli, nie daj Boże, zaciągnęli jakiś kredyt, zobaczą, że teraz raty spłat będą wyższe. Czy ich presja na płace stanie się mniejsza?

Polityka 32.2004 (2464) z dnia 07.08.2004; Komentarze; s. 16
Reklama