Archiwum Polityki

Prezydent do kolejki

Przyjęta przez Sejm ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej nie jest cudownym lekiem, dzięki któremu pacjent – publiczny system ochrony zdrowia – mógłby odzyskać wigor i opuścić salę reanimacji. To raczej proteza tylko w podstawowym zakresie spełniająca oczekiwania Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował poprzednią ustawę. W dodatku proteza prymitywna, ale widać tylko na taką stać było ten Sejm, w którym żadne ugrupowanie polityczne nie ma w sobie dość siły, aby podjąć próbę racjonalnego uporządkowania systemu lecznictwa. Przeciwnie, na finiszu prac okazało się, że niektóre partie gotowe są wpompować weń jeszcze więcej pieniędzy – by wyciekały tak samo jak dotychczasowe 30 mld zł – choć pacjenci nie mieliby z tego żadnego pożytku.

Wobec braku przejrzystych zasad monitorowania świadczeń i wydatków na usługi medyczne chęć skokowego podwyższenia składki do 9, a nawet 12 proc., albo próba zwiększenia wydatków budżetu na opłacanie składek za rolników i bezrobotnych to demagogia, którą w decydujących głosowaniach na szczęście udało się poskromić. Zamiast głębiej drenować kieszenie pacjentów – warto się zastanowić, gdzie znaleźć dodatkowe źródło finansowania ochrony zdrowia – w symbolicznych opłatach za usługi specjalistyczne i pobyt w szpitalu, a może w dodatkowych ubezpieczeniach? Ale dyskusję na te tematy rząd i posłowie odłożyli na później, jak wiele innych kontrowersyjnych problemów wyjętych z tej ustawy, z którymi jeszcze w tym roku przyjdzie się zmierzyć, by od stycznia system mógł sprawnie funkcjonować.

Jeśli minister zdrowia Marek Balicki określa ten dokument pierwszym etapem swojej reformy, to moim zdaniem wciąż tkwimy w blokach startowych, bo o tym, jak będą kontraktowane świadczenia w przyszłym roku, dowiemy się dopiero za kilka miesięcy, gdy minister zmieni dotychczasowe fatalne zasady odziedziczone po poprzednikach.

Polityka 32.2004 (2464) z dnia 07.08.2004; Komentarze; s. 17
Reklama