Kiedy „Dziennik Bałtycki” poinformował, że ktoś doniósł do prokuratury na „wysokiego rangą i znanego gdańskiego duchownego”, w tutejszym światku towarzyskim zawrzało. – Zbaraniałem – opowiada Krzysztof Pusz, za prezydentury Lecha Wałęsy podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, później wicewojewoda pomorski. – A potem rozdzwoniły się telefony od moich braci, od Kokoszki...
– Pytałem Pusza, o kogo chodzi, bo siedzieliśmy i zastanawialiśmy się z Marylą, moją żoną, że chyba nie o biskupa Gocłowskiego – relacjonuje Ryszard Kokoszka, właściciel restauracji Cristal, człowiek, który bywa i u którego bywają.
– Gdy przeczytałem w Internecie, że to znany gdański ksiądz – opowiada Jerzy Borowczak, jeden z liderów Sierpnia 1980 – zacząłem się zastanawiać: Kurde, kto tu jest znany... Często czytam „znany biznesmen” czy „znany polityk”, a mnie jego nazwisko nic nie mówi. Dałem sobie spokój z dedukcją. Poszedłem do Sali BHP na obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. Tam zobaczyłem zainteresowanie dziennikarzy biskupem i prałatem.
– Czuję dyskomfort, tyle ważnych rzeczy z naszej przeszłości związanych jest z parafią św. Brygidy – mówi Bogdan Lis, jeden z sygnatariuszy porozumień gdańskich z 1980 r., obecnie prezes Fundacji Centrum Solidarności. – Już samo podejrzenie jest uderzeniem obuchem w przeszłość. Ludzie zaczynają tracić wiarę, że to, co widzą, jest prawdą, a nie pozorem kryjącym diametralnie różny obraz. Ta sprawa jest z gatunku szokujących.
Plebania św. Brygidy w stanie wojennym była zapleczem działalności opozycyjnej.