Trzydziestu kierowców siedzi w ławkach warszawskiego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego przy ul. Odlewniczej. Uważają, że mieli pecha: nadziali się już nie raz na lizak drogówki i nałapali niebezpiecznie dużo punktów karnych. Grozi im zatrzymanie prawa jazdy. Mężczyźni nastawieni są raczej buntowniczo. – Jesteśmy ofiarami niekomplementarnego działania policji – pirat w szarym swetrze skończył partyjkę gry w węża na swojej komórce. – Gdyby policja działała komplementarnie, siedzieliby tu wszyscy kierowcy – uważa.
Napunktowani z Odlewniczej są piratami zapobiegliwymi. Zapłacili 275 zł, na kursach stracą cały letni dzień, ale za to z ich konta zniknie 6 punktów karnych. Pionierskie wykłady dla piratów prowadzą: podinspektor Wojciech Pasieczny oraz psycholog Agata Bronikowska.
Według pani psycholog kierowca w czasie kursu ma czas głęboko się zastanowić, a potem sam dojść do wniosku, że nie powinien szaleć na drodze. Nie zidentyfikowano bowiem osobowości stale skłonnej do wywoływania kolizji. – Wypadki zdarzają się, kiedy sprawność kierowcy jest niższa niż wymagania ruchu drogowego – tłumaczy Bronikowska. – Ktoś na sekundę się zagapił, sięgnął po puszkę z colą, nie dojrzał znaku, ktoś wjechał w koleiny, ktoś ze złości podjechał drugiego, wyminął na trzeciego, bo myślał, że zdąży.
Jednak dotarcie do piratów jest trudne, są bowiem przekonani, że jeżdżą lepiej niż pozostali użytkownicy dróg. Nie są wyjątkiem. O swoich ponadprzeciętnych umiejętnościach przeświadczonych jest 80 proc. Polaków za kierownicą.
Piracka spuścizna
Śmierć na drodze spowszedniała podinspektorowi Wojciechowi Pasiecznemu do tego stopnia, że wezwany do wypadku potrafi konsumować kanapki obok zwłok przykrytych czarnym workiem.