Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Dobrzy, źli i nieobecni

60 rocznica Powstania Warszawskiego niewątpliwie wzmocniła nasze uczucia patriotyczne, a także wielu ważnym cudzoziemcom przypomniała o istnieniu Polski i jej wojennych cierpieniach. Zaraz się jednak okazało, że w Polsce historia nadmiernie ciąży na dzisiejszej polityce zagranicznej. Może czas, by nasze łzy kryć już we własnej poduszce.

Lata 2004 i 2005 to cały wysyp rocznic związanych z końcem światowej rzezi i budową nowych porządków. Mieliśmy po kolei sześćdziesiąte rocznice: Monte Cassino (18 maja), wyzwolenia Rzymu (4 czerwca), D-Day (6 czerwca), Powstania Warszawskiego, zbliża się lądowanie w Prowansji (15 sierpnia), a w przyszłym roku będą jeszcze – zakończenie wojny w Europie (8 maja), koniec II wojny światowej (2 września) i powstanie Organizacji Narodów Zjednoczonych (24 października). I wszystkie te obchody, przecież z udziałem nielicznych już ówczesnych aktorów dramatycznych wydarzeń, urządzane głównie dla spadkobierców, dla chwili i polityki obecnej – przypominają salonowe roszady: kto z kim, w jakim towarzystwie, czy ładnie powiedział i należycie się ukłonił, z jakim przyjechał przesłaniem. Zwłaszcza że chodzi o świat posklejany od nowa. Spotykają się synowie zwycięzców i pokonanych, dzieci katów i ofiar.

Warszawa i Polska mają w tych celebrach szczególne miejsce. W Polsce wojna się zaczęła, a dramat Warszawy – z jej ćwierć milionem ofiar w jednym miejscu – jest czymś absolutnie niesłychanym, z czego cudzoziemcy w ogóle nie zdawali sobie i dalej nie zdają sprawy. Od bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki zginęło mniej ludzi. Norman Davies ze swoją książką po angielsku oddał nam tu przysługę ogromną. O Powstaniu napisał, że było tak, jakby przez te 63 dni codziennie wydarzał się w Warszawie atak terrorystyczny w rodzaju 11 września. Davies umiał więc dobrać słowa. A jakie mają dobrać słowa i gesty zaproszeni goście zagraniczni, jakie złożyć deklaracje? To ważne, bo przy okazji obchodów następuje swoiste uspołecznienie polityki zagranicznej Polski. Obywatele, zwykli widzowie przed telewizorem – wcale nie dyplomaci czy specjaliści – politykę tę oceniają.

Polityka 33.2004 (2465) z dnia 14.08.2004; Temat tygodnia; s. 20
Reklama