Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Faszerowana wyspa

Wakacje w pełni. Odbyliśmy więc sesję wyjazdową. Sprawdziliśmy, jak smakuje kuchnia sardyńska na Sardynii, a potem – w Warszawie. Porównanie wypadło całkiem dobrze.

Położenie Sardynii od tysiącleci kusiło najeźdźców. Napadali więc i grabili Sardynię Fenicjanie, Kartagińczycy, Rzymianie, Arabowie, Katalończycy, kto tylko nie bał się żeglować, a posiadał okręty. Słusznie więc mieszkańcy uważali, że wszystko co najgorsze pochodzi zza morza. Dziś ta włoska prowincja znosi dzielnie kolejne hordy najeźdźców okupujących jej wybrzeża i plaże. Z nawiązką też odpłaca za dawne grabieże. Każdy, kto tam pojedzie, może być pewny, że wróci do domu z pustym portfelem.

Mało kto jednak żałuje wyprawy. Sardynia jest rajem dla płetwonurków – tak czystej, bogatej we florę i faunę wody nie ma chyba w całym basenie Morza Śródziemnego; windsurfingowców – mocny wiatr wieje tu niemal bez przerwy; smakoszy – niewiarygodnych rozmiarów langusty i wspaniałe ryby konkurują z pieczoną koźlęciną lub jagnięciną, a wszystko podlewane jest słynnym winem cannonau.

Kolejnym atutem wyspy jest poczucie bezpieczeństwa. Wypożyczony samochód staraliśmy się bezpiecznie zaparkować i kilkakrotnie sprawdzaliśmy, czy jest dokładnie zamknięty. Szybko jednak zauważyliśmy, że tubylcy swoich aut nie tylko nie zabezpieczają alarmami, lecz nawet nie zamykają. Stoją więc przy plażach otwarte Mercedesy, BMW, Fordy i Fiaty. Idąc do wody, czasem na wielogodzinne wyprawy w głąb morza, nikt nie martwi się o pozostawione na plaży bambetle. Nie słyszeliśmy nic o kradzieżach. Szczytem wszystkiego była zaś kartka, którą właścicielka sklepiku z owocami w Castelsardo powiesiła na kasie: „Wyszłam na zakupy. Obsłużcie się sami, zapłaćcie i weźcie resztę”.

W głębi wyspy zamiast langust i ryb można pałaszować dania, jakich nigdzie indziej we Włoszech (a może i na całym świecie) nie podają. Na przykład carraxiu. Zapewne uznacie Państwo, że robimy sobie żarty, ale danie to przyrządza się tak: młodego sprawionego byczka faszeruje się koźlęciem.

Polityka 34.2004 (2466) z dnia 21.08.2004; Społeczeństwo; s. 79
Reklama