Archiwum Polityki

Real w realu

Nie chwaląc się, byłem na meczu Wisła–Real, i to nie jako zwykły kibic, lecz w charakterze regularnego sprawozdawcy sportowego. W związku z tym, że akredytowałem się w ostatniej chwili, dostałem najgorsze miejsce, czyli tuż za ławką rezerwowych, ale mnie się tam naprawdę bardzo podobało, ponieważ patrzyłem na piłkarzy z odległości dosłownie dwóch metrów, czyli czułem się trochę tak, jakbym oglądał spektakl teatralny zza kulis. Perspektywa nie najlepsza, ale więcej widać.

Pierwsze wejście galacticos

Wymachując kartą akredytacyjną udaję się w pobliże szatni, gdzie akurat podjeżdża autokar z piłkarzami Realu. Zawodnicy prezentują się jak modele przed sesją zdjęciową: eleganckie ciemne garnitury, jednakowe służbowe krawaty w fioletowe paski, włosy, jakby wyszli od fryzjera. Figo chyba używa brylantyny i to w dużych ilościach. Carlos jest jeszcze mniejszy niż na ekranie telewizora. Ronaldo z wyraźną nadwagą.

Po jakimś czasie galacticos (jak zaczęła konsekwentnie pisać o nich polska prasa) wychodzą na rozgrzewkę. Kibice, którzy spodziewali się jakichś fajerwerków, mogą czuć się rozczarowani. Gwiazdorzy z Madrytu chwilę sobie pobiegali, wykonali zestaw banalnych ćwiczeń, coś w rodzaju amatorskiej choreografii do piosenki ludowej „Zasiali górale owies, owies”, i zeszli do szatni, żeby sobie odpocząć przed występem.

Loża

Na trybunie prasowej kwiat sportowego dziennikarstwa. Moja pierwsza obserwacja: nie znam nikogo. Sama młodzież, i to najmłodsza, w krótkich spodenkach (dosłownie) i sandałach. Jak się można domyśleć z prowadzonych rozmów, bawią się dobrze już od wczoraj. W bufecie jest piwo gratis i cieszy się dużym wzięciem.

Polityka 34.2004 (2466) z dnia 21.08.2004; Fusy plusy i minusy; s. 89
Reklama