Archiwum Polityki

Polityka prorodzinna

Cuda to specjalność Greków. To był cud, że Grecja tak płynnie wyszła z dyktatury pułkowników, a drugi, że weszła do Unii. To będzie cud, jeżeli po wyborach 7 marca socjaliści nadal będą rządzić. Zanosi się jednak na to, że u władzy rodzinę Papandreou zastąpi ród Karamanlisów.

30 lat temu po 7 latach dyktatury (1967–1974) Grecja w miarę spokojnie powróciła do demokracji. Wydarzenia polityczne, które gdzie indziej miałyby dramatyczny przebieg, w Grecji są łagodzone zarówno przez pamięć wojny domowej w latach 40. jak i przez tradycyjny sposób uprawiania polityki. Agresja jest raczej na pokaz, potrzebna w walce o głosy, ale gdy polityk już dojdzie do władzy, nie pastwi się nad wczorajszym przeciwnikiem, bo wie, że role mogą się odwrócić. – W Grecji polityk polityka nie skrzywdzi – mówi dyplomata, który spędził w tym kraju wiele lat. Nadal jeszcze panuje system rousfeti, który w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co „ręka rękę myje”, klientelizm, zasada „żyj i daj żyć innym”. W latach 90. prokuratura wszczęła co prawda śledztwo w sprawie prywatyzacji cementowni, ale wyłącznie dlatego, że impuls przyszedł z Włoch, dokąd prowadziły ślady.

Do połowy lat 90. Grecja była być może najbardziej tradycyjnym społeczeństwem Europy Zachodniej. Mieszkańcy tej samej wsi czy miasteczka trzymali się razem, migracja była niewielka (za to emigracja znaczna), wszyscy wszystkich znali, rodziny wielopokoleniowe trwały. Dzieciństwo w takiej rodzinie było przedłużone, dopiero kiedy ojciec załatwił posadę, opuszczało się dom rodzinny. System kształcił pracowników umysłowych, Grek szukał pracy za oceanem, a do czarnej roboty byli imigranci: Albańczycy, Kurdowie, Pakistańczycy, także Polacy. Samych Albańczyków pracuje w Grecji 600 tys. A tymczasem bezrobocie wśród absolwentów uczelni sięga 20 proc.

W życiorysach polityków uderza, jak wiele lat spędzili za granicą. Bogatsi studiowali na najlepszych uniwersytetach Zachodu, inni płynęli na fali emigracji zarobkowej, której źródłem była uboga Grecja.

Polityka 10.2004 (2442) z dnia 06.03.2004; Świat; s. 48
Reklama