Archiwum Polityki

Piotruś Pan

+++

Bajkę o 12-letnim chłopczyku, który nie chciał dorosnąć, próbowało przenosić na ekran już wielu reżyserów, nie wyłączając samego Stevena Spielberga. Mimo pomysłowości filmowców zawsze coś jednak szwankowało. „Piotruś Pan”, historia wymyślona sto lat temu przez brytyjskiego pisarza J.M. Barriego, nie jest zwyczajną przygodową opowieścią o pojedynku zarozumiałego dziecka i złego kapitana Haka, rozegranego w wyimaginowanej krainie Nibylandii. Jest przenikliwą, inteligentną metaforą dojrzewania do odpowiedzialności i miłości młodego człowieka, który zbudował sobie sztuczny świat po stracie rodziców. Zazwyczaj ten drugi wątek, bez którego bajka o Piotrusiu Panie wydaje się śmiesznie naiwna, był traktowany jako zbędny dydaktyczny balast. Sukces ekranizacji dokonanej przez Australijczyka P.J. Hogana („Wesele Muriel”) polega na dochowaniu wierności oryginałowi i na umiejętnym znalezieniu równowagi pomiędzy dynamiczną, atrakcyjną fabułą oraz mądrym, wcale nie przesadnie moralizującym przesłaniem. Budzącym szacunek osiągnięciem reżysera jest również obsadzenie w rolach dziecięcych bohaterów znakomitych, choć jeszcze nieznanych aktorów: Jeremy Sumptera (Piotruś Pan) i przede wszystkim debiutantki Rachel Hurd-Wood (Wendy), której uroda i wdzięk na długo pozostają w pamięci.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 10.2004 (2442) z dnia 06.03.2004; Kultura; s. 54
Reklama