Archiwum Polityki

O naginaniu Frycza

Nie miał szczęścia do współczesnych sobie, a i obecne władze z poślizgiem obchodziły pięćsetną rocznicę jego urodzin.

Dopiero w kilkaset lat po śmierci Andrzeja Frycza Modrzewskiego (ok. 1503–1572) jego dzieła doczekały się rozgłosu i uznania, podczas gdy za życia przechodziły bez większego echa. Głośna była co prawda polemika, w której autora traktatu „O poprawie Rzeczypospolitej” atakowali Stanisław Hozjusz i Stanisław Orzechowski, ale już w trzynaście lat po śmierci Frycza Szymon Budny pisał z goryczą: „Ledwie imię znamy i prace jego za nic sobie ważymy”. W literaturze szesnastowiecznej spotykamy o nim 44 wzmianki, w następnym stuleciu jest ich tylko 22, w XVIII w. – zaledwie 16. Nawet jeśli do tego wykazu dorzucimy kilkanaście przeoczonych pozycji, nie jest to dużo.

We wszystkich wypowiedziach na temat Frycza trzy sprawy zasługują na uwagę. Po pierwsze, umiejętność oddzielenia oceny dotyczącej jego stosunku do religii od opinii o Modrzewskim jako pisarzu politycznym. Wolno w tym widzieć jakiś pogłos polskiej tolerancji. Po drugie, używanie jego autorytetu do piętnowania nadal dokuczliwych wad szlacheckich czy też w walce z przeciwnikami świadczy, iż pozostał on – w pewnych kręgach – uznaną wielkością. Po trzecie wreszcie, i to jest chyba najważniejsze, pomijanie milczeniem radykalnych koncepcji ustrojowych Frycza, z którymi na dobrą sprawę nikt nie usiłował podjąć dyskusji. Mimo wielu kwerend i wysiłków badawczych, czynionych w okresie powojennym, nie udało się wykazać poważniejszych wpływów Frycza na współczesnych i późniejszych myślicieli polskich.

Frycz pisał wyłącznie po łacinie, a „De Republica emendanda” wyszło za granicą, w Bazylei, również po niemiecku. Częściowe (choć nieogłoszone drukiem) przekłady – hiszpański, rosyjski i przypuszczalnie francuski – świadczyłyby o pewnym zainteresowaniu dorobkiem Frycza.

Polityka 10.2004 (2442) z dnia 06.03.2004; Historia; s. 68
Reklama