Archiwum Polityki

Wojciech Smarzowski, reżyser filmu „Wesele”, o odcinaniu kuponów i nowych planach

Ostatni miesiąc spędziłem w krakowskim Starym Teatrze, gdzie przygotowywałem spektakl „Kraksa” w mojej adaptacji, na podstawie opowiadania Dürrenmatta pod tym samym tytułem. Akcję przeniosłem w Bieszczady, rzecz dzieje się współcześnie, a uczta odbywa się w polskich realiach – nie ma wykwintnych serów ani wyjątkowych roczników win, jak u Dürrenmatta, ale za to jest rosół, żeberka i ścinający z nóg bimber. Dopisałem sceny, dodałem jeden wątek i tym samym stworzyłem kilka nowych postaci.

Najbliższych planów filmowych jest kilka, wymienię tylko dwa projekty, oba autorskie. Pierwszy to warszawska historia policyjna – „Drogówka” – według mojego scenariusza, a drugi to „Dom zły”, do którego scenariusz napisałem razem z Łukaszem Kośmickim z dziesięć lat temu – skromna bieszczadzka historia z „Niespodzianką” Karola Huberta Rostworowskiego w tle. Skoro zaś o scenariuszach mowa, to do końca roku planuję napisać trzynaście odcinków serialu o Gromie; historia jest o bohaterstwie, o odwadze, męskiej przyjaźni, miłości i ku pokrzepieniu serc; całość z konkretnym tłem działań tej elitarnej jednostki specjalnej. Być może będę również reżyserem serialu.

W Teatrze Telewizji bardzo chciałbym wyreżyserować „Tequilę” Krzysztofa Vargi w mojej adaptacji, ale zdaje się, że Teatr Telewizji nie podziela mojego zapału wobec tego tekstu. Nie znaczy to, że od czasu do czasu sobie o tym projekcie nie rozmawiamy albo że ze strony teatru nie przychodzą do mnie inne propozycje. Teatr Telewizji zajmuje w mojej głowie miejsce szczególne, ponieważ przez ostatnich kilka lat tylko dzięki niemu mogłem realizować się zawodowo, spełniać jako reżyser.

Polityka 24.2005 (2508) z dnia 18.06.2005; Kultura; s. 61
Reklama