Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Wielowrocław

Wrocław, zamiast rozdrapywać rany historii, wykorzystuje ją do budowy swego wizerunku jako miasta wspólnej, wielokulturowej przeszłości. W przeciwieństwie do Warszawy.

Powoli zapełnia się wielka barokowa sala Auli Marianium w głównym gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego. Przez godzinę gości ona w ten dzień około stu studentów z Francji, Niemiec i Polski, którzy odbywają wspólny rajd samochodowy z Paryża do Kijowa. We Wrocławiu mają za sobą krótkie zwiedzanie miasta i konferencję prasową, teraz kilku pracowników naukowych Centrum Willy'ego Brandta ma im zorganizować debatę na temat „Czy Wrocław jest miastem wielokulturowym”. Na początek głosowanie: Kto uważa, że tak jest? Ponad 60 rąk idzie do góry, w tym też studentów z Paryża, Marsylii, Monachium i Berlina. Młodzi ludzie, którzy pochodzą z metropolii z dzielnicami etnicznymi, gettami, gdzie konflikty z imigrantami są na porządku dziennym, już po godzinie pobytu we Wrocławiu uznali to miasto za wielokulturowe, mimo że nie ma tu ani dzielnicy żydowskiej, ani islamskich imigrantów, ani China Town, nieliczne pizzerie są przeważnie w polskich rękach, a ukraińscy turyści i robotnicy nawet nie rzucają się w oczy. W trakcie dyskusji tylko jeden student polemizuje z tezą o wielokulturowości Wrocławia: „Wrocławska wielokulturowość nie polega na tym, że on taki jest, lecz na tym, że chciałby takim być”. Ale jak to jest możliwe, że grupa studentów – wszystkich spoza Wrocławia – już po krótkim zwiedzaniu miasta akceptuje ten mit o wielokulturowości?

Pojęcie „miasta wielokulturowego” powstało w latach 70. i 80. w Europie Zachodniej jako pewna koncepcja, która miała umożliwić bezkonfliktowe współżycie miejscowej ludności i imigrantów (głównie z Europy Południowej i z krajów muzułmańskich i afrykańskich) w wielkich aglomeracjach. Koncepcja wielokulturowości była odpowiedzią na rosnący niepokój rdzennych mieszkańców w biednych dzielnicach Frankfurtu, Amsterdamu, Brukseli i Paryża, którzy obawiali się pogorszenia szans swych dzieci na rynku pracy w sytuacji, kiedy wzrost liczby gorzej wykształconych, nie znających języka dzieci imigrantów mógł prowadzić do obniżenia poziomu nauczania w szkołach.

Polityka 24.2005 (2508) z dnia 18.06.2005; Ogląd i pogląd; s. 98
Reklama