Trzydzieste piąte urodziny Paweł Nastula spędzi nietypowo. 26 czerwca jako pierwszy Polak zadebiutuje w turnieju japońskiej federacji Pride FC (Fighting Championship), organizatora wszechstylowych zawodów walki wręcz nazywanych w skrócie MMA (Mixed Martial Arts). Dla miłośników sztuk walki to wydarzenie porównywalne z debiutem Polaka w NBA albo transferem do jednej z wiodących światowych lig piłkarskich.
Pride FC to najbogatszy i najpopularniejszy organizator zawodów w vale tudo, dyscyplinie, w której dopuszczono zadawanie ciosów rękoma, nogami, łokciami i kolanami, wykonywanie doprowadzających do wyłamania stawów dźwigni, trzymań, duszeń oraz pozbawiających przeciwnika równowagi rzutów i obaleń. Ta formuła, według źródeł historycznych znana już starożytnym Grekom pod nazwą pankration, z której potem narodziły się nowożytne zapasy, upowszechniła się w świecie dzięki Brazylijczykom. Im też zawdzięczamy nazwę dyscypliny – vale tudo po portugalsku oznacza: wszystko dozwolone.
Walki reguluje niewielka liczba łatwo zrozumiałych zasad
– takich jak zakaz uderzeń w oczy i genitalia, ciągnięcia za włosy i gryzienia. Z drugiej strony w arsenale technik w vale tudo nie ma nic nowego. Opierają się one na uderzeniach i kopnięciach znanych z boksu, boksu tajskiego i kick boxingu, rzutach, dźwigniach i duszeniach stosowanych w zapasach i judo oraz mniej znanych dyscyplinach, takich jak pochodzące z Rosji sambo. To wszystko pozwala spojrzeć na vale tudo jak na kolejny sport walki.
Sam Paweł Nastula nie ma wątpliwości: – Są zawodnicy, są reguły, jest sędzia, więc trzeba tu mówić o sporcie. Nie twierdzę, że MMA nie bywa brutalny, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę np. boks, gdzie głównym celem jest uderzanie przeciwnika w głowę, to MMA nie jest takie straszne.