Archiwum Polityki

Mało, ale smacznie

Dwa sporty, które najbardziej lubię oglądać, to tenis i siatkówka. Oba były domeną Zdzisława Ambroziaka. Nigdy nie zapomnę turnieju na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu, gdzie byłem gościem Wojtka Fibaka, a Zdzisław dotrzymywał mi towarzystwa i komentował mi do ucha. Niestety to wszystko już wspomnienia. Ilekroć teraz oglądam turnieje tenisowe w telewizji Eurosport, tylekroć mogę trafić na komentarze Karola Gaduły – który o tenisie wie wszystko, ale któremu niestety nie zamykają się usta. Sprawozdawca, zamiast pomagać – utrudnia oglądanie. Zawsze wtedy brak Zdzisława Ambroziaka, który – jak Benio Krzyk u Babla – „mówił mało, ale smacznie”. Ambroziak miał swój własny, niepowtarzalny styl, kiedy mówił, że Hewitt zagrał „ciasnego crossa”, a Tim Helman serwuje, „żeby pozostać w secie”. Poza tym umiał milczeć. Przedwcześnie zmarły Zdzisław Ambroziak był najlepszym polskim dziennikarzem sportowym od czasu, kiedy Bogdan Tomaszewski był u szczytu formy. Właśnie ukazała się książka Ambroziaka „Swoje wiem i piszę” – pięknie wydany wybór jego felietonów sportowych z „Gazety Wyborczej” (z przedmową KTT).

„Ambroży” znał sport jak mało który dziennikarz – dwukrotny olimpijczyk, wielokrotny mistrz i wicemistrz Polski w siatkówce, zdobywca Pucharu Świata, później siatkarz zawodowy i trener narodowej drużyny Włoch. Znał nie tylko blask stadionów, ale i smród szatni. Był przeciwny narodowej tromtadracji, pisaniu z okazji kolejnej walki Gołoty, że: „Ma Polska papieża, będzie miała mistrza”. Należał do grona wielkich siatkarzy, którzy – jak Aleksander Skiba, Wiesław Gawłowski i ich trener, Jerzy Wagner – odeszli przedwcześnie i którym polski sport wiele zawdzięcza.

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Kultura; s. 58
Reklama