Archiwum Polityki

Spirala kontroli

Centralne Biuro Antykorupcyjne będzie osobliwym skrzyżowaniem NIK z ABW

Jest już projekt ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, które ma zwalczać korupcję, ale też „działalność godzącą w interesy ekonomiczne państwa”. Funduszem operacyjnym tej instytucji, który stanowi tajemnicę państwową, ma zarządzać jej szef mianowany przez premiera (CBA jest urzędem administracji rządowej, czyli ma charakter nie niezależnej instytucji kontrolnej, ale kolejnej służby specjalnej). Jednocześnie jednak Biuro ma prawo dokonywać kontroli w instytucjach, mogą one trwać do 3 miesięcy. Ma to więc być specyficzna hybryda NIK i ABW, ale bez zależności od Sejmu.

Działanie CBA ma być ustawowo wymierzone w nadużycia w sferze publicznej: w grę wchodzą m.in. instytucje państwowe i samorządowe, wybory i referenda, wymiar sprawiedliwości, obowiązki podatkowe i rozliczenia z tytułu dotacji i subwencji, finansowanie partii politycznych, prawdziwość oświadczeń majątkowych.

Widać z tego, że sferę publiczno-polityczną ma badać instytucja także ściśle polityczna, będąca w rękach jakiejś partii lub koalicji ugrupowań rządzących. Bardzo szerokie uprawnienia nowej służby (wszystkie uprawnienia policyjne, łącznie z podsłuchami, płatnymi informatorami, kontrolą korespondencji, użyciem broni palnej i korzystaniem z informacji będących tajemnicą bankową i dostępem do umów finansowych) przy braku dostatecznej kontroli zewnętrznej powodują, że funkcjonariusze CBA dostają do ręki dużą władzę, która zawsze może powodować kolejne pokusy korupcyjne.

Widać tu pewien paradoks: PiS dąży do rozrostu kompetencji państwa, a to zawsze zwiększa możliwość pojawiania się zjawisk korupcyjnych, jednocześnie buduje kolejną państwową strukturę, która ma tę korupcję zwalczać. Tę samonapędzającą się spiralę trudno przeciąć.

Może też wystąpić syndrom komisji śledczej, która przez sam fakt powstania i swojego upolitycznienia musi wykryć coś „porażającego”.

Polityka 3.2006 (2538) z dnia 21.01.2006; Komentarze; s. 20
Reklama