„Co można zrobić z taką twarzą – pytacie (...). Możecie się oburzać, ale możecie też podziwiać”.
Sławomir Mrożek: – Co my właściwie mamy dziś robić?
Katarzyna Janowska: – Rozmawiać o albumie, który wspólnie panowie zrobiliście.
M.: Byłem tylko obiektem, więc nie mówię ani słowa.
Dał pan twarz i tyle? No dobrze, w takim razie pytam fotografa. Album zaczyna się pytaniem: Co zrobić z taką twarzą? Nie można było obok niej przejść obojętnie?
M.: No właśnie, niech pan nam powie?
Andrzej Nowakowski: – Twarz Sławomira Mrożka chodziła za mną od lat licealnych. Jego teksty czytałem inaczej niż moja nauczycielka w szkole czy rówieśnicy, którzy zwracali uwagę przede wszystkim na elementy groteski. Uciekałem od tego. Przychodzi mi do głowy takie porównanie. Lawa lecąca z wulkanu zastyga, ale od czasu do czasu następuje pęknięcie, wybucha płomień. Dla mnie takimi płomieniami były cytaty, które umieściłem w albumie.
M.: Chciałbym wyrazić słowa uznania, że pan przebrnął przez te wszystkie moje cytaty. I wybrał akurat te zdania.
Pan nic nie zmieniał?
M.: Nic.
N.: Najpierw wybrałem cytaty, a potem fotografowałem. Zastanawiałem się, czy umieszczać adresy bibliograficzne przy cytatach, czy na końcu książki. Wybrałem to drugie rozwiązanie ze świadomością, że to jest pójście na całość. Zdania wyrwane z kontekstu znaczą coś innego.
Podobają się panu sensy, które wyniknęły z połączenia zdjęć i cytatów z pana tekstów?
M.:
Tak. W przeciwnym razie nie zgodziłbym się na publikację.
N.: W Polsce ciągle pokutuje poetyka fotografowania pisarzy w stylu powiedziałbym skamandryckim.