Archiwum Polityki

Bardzo Partyjny Blok Współpracy z Rządem?

Wybory oddalone, rządowej koalicji nie ma, w to miejsce ma być pakt, który – nawet podpisany najbardziej uroczyście w najjaśniejszym świetle jupiterów – przypomina randkę w ciemno. A za paktem pojawia się jakiś bliżej nieokreślony blok. Zanosi się więc na rządzenie od kryzysu do kryzysu.

Jarosław Kaczyński najwyraźniej przestraszył się. Koalicję rządową z Samoobroną i PSL, a może nawet z dodatkiem LPR, miał praktycznie gotową. Żadne z tych ugrupowań nie stawiało przesadnych warunków, można wręcz odnieść wrażenie, że niektóre nie stawiały warunków żadnych. Nawet Andrzej Lepper nie musiałby zostać wicepremierem od razu, mógłby jeszcze poczekać, tak jak czeka obecnie. Kaczyński przestraszył się krytyki, że wpuszcza „kryminalistę” do rządu, że PiS na tym straci i stanie się niewiarygodny jako partia moralnej odnowy (ciekawe, dlaczego wiarygodności przydaje forsowanie Leppera na wicemarszałka, a tak bardzo ją odbiera Lepperowe wicepremierowanie?). Przestraszył się też własnej partii, w której ugrupowanie Leppera nie cieszy się zbyt wielkim wzięciem. Być może obawiał się również, że taka koalicja miałaby zbyt wyraźny antymodernizacyjny charakter i nie byłby w stanie zapanować nad roszczeniami mniejszych ugrupowań, co mogłoby się okazać niszczące dla państwa. I to byłby rzeczywiście ważny argument. Tak więc koalicji rządowej nie będzie.

Jarosław Kaczyński przestraszył się jednak nie tylko Leppera w rządzie, ale także wyborów. Pewnie dlatego, że inni przestali się ich tak bardzo bać. Wprawdzie gra terminami budżetowymi trwa nadal i teoretycznie do końca lutego można straszyć parlament rozwiązaniem, ale mało kto bierze ją na poważnie. Być może ów największy strach minął niesłusznie, być może istnieje jakiś tajny plan takiego zamotania terminów i w efekcie wymuszania takich zachowań innych partii, jakie się prezesowi Prawa i Sprawiedliwości podobają, ale to już byłaby gra nazbyt – powiedzmy – finezyjna.

W takiej grze nie powinien brać udziału zwłaszcza prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński. Prezydent ma być strażnikiem konstytucji, a nie patronem pomysłów swego brata, któremu prawo najzwyczajniej przeszkadza.

Polityka 4.2006 (2539) z dnia 28.01.2006; Temat tygodnia; s. 25
Reklama