Dla kierowców mamy dwie wiadomości. Dobrą: w tym roku sieć polskich autostrad ma się wydłużyć aż o ok. 260 km. Jest i gorsza, bo z tego nieco ponad 100 km stanowią ubiegłoroczne zaległości, zaś kolejne 90 km to wyremontowany odcinek A4 Wrocław–Legnica, który już wcześniej poprawił statystykę autostradową. Więc tak na dobrą sprawę tegorocznym nowym nabytkiem będzie jedynie 70-km odcinek A18 między polsko-niemieckim przejściem w Olszynie a Golnicami. Skromnie. A jeszcze nie wiadomo, czy nie będzie opóźnień...
W 2005 r. udało się oddać do użytku zaledwie 19 km trasy A4 między Kleszczowem a Sośnicą oraz wyremontować kilkadziesiąt kilometrów podwrocławskiej autostrady. Na trasie A2 z Konina do Strykowa, koło Łodzi, wciąż trwają, choć miały tamtędy już jeździć samochody. Wykonawca wprawdzie deklarował, że może robotę przyspieszyć, ale za pośpiech żądał sowitej premii. W Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) uznano, że co nagle, to po diable, więc po co przepłacać. Przed jesienią autostrada powinna zostać ukończona. Będzie okazja – jak zwykle – do hucznego otwarcia, w programie artystycznym być może zobaczymy balet koparek.
Oddawanie do użytku nawet krótkich odcinków autostrad to świetna okazja do uroczystego przecinania wstęg i wygłaszania przemówień. W końcu pierwszy szpadel na budowie trasy Konin–Stryków wbił sam premier Marek Belka, zaś premier Kazimierz Marcinkiewicz kilka dni temu ogłosił tam, że jego rząd na autostrady wyda w ciągu najbliższych 4 lat 4 mld zł. Premier Leszek Miller nie przepuścił żadnej autostradzie, omal nie przypłacając tego życiem, kiedy w grudniu 2003 r. śmigłowiec wiozący go z otwarcia śląskiego fragmentu trasy A4 uległ katastrofie.
Teraz państwo
Politycy lubią wbijać pierwsze szpadle i przecinać wstęgi.