Archiwum Polityki

Przyjdź pokrzyczeć na poetów

Dwieście złotych i suweniry od publiczności: papierosy, lizaki, kupony do McDonaldsa. Na slamie, ni to wieczorze, ni to zawodach poetyckich, w Polsce nie zbije się fortuny, sława też raczej środowiskowa. Można za to bez cenzury głosić swoją prawdę światu.

W sieci ktoś rozszyfrował slam jako speed-language-active-mouth; w klubach mówią: sztuka lizania mikrofonu. Marc Kelly Smith, robotnik z Chicago, który wymyślił ten patent na początku lat 80., marzył, żeby wyrwać poezję kręgom akademickim, zrzucić z piedestału, uwolnić od władzy autorytetów i dać barbarzyńcom. Dlatego slamy organizuje się w klubach, a lista występujących zamykana jest tuż przed imprezą. Wystąpić można prosto z ulicy, jedyny warunek: wiersz, który powiesz, musi należeć do ciebie. Publiczność ma zwykle wysokie mniemanie o swoim obyciu literackim i kiepsko znosi próby robienia jej w trąbę.

Slam to nie wieczorek autorski w osiedlowym domu kultury. To zawody – wygrywa ten, kto przekona do siebie publiczność. Ważne jest więc nie tylko, co się mówi, ale też jak się mówi. Treść i forma. Zabronione jest używanie rekwizytów, kostiumów i instrumentów muzycznych. Tylko twój wiersz i twoja osobowość w walce o uwagę ludzi z piwem w ręce.

W pierwszej rundzie punkty zawodnikom przyznają wylosowani spośród publiczności jurorzy. Następnie, drogą losowania, tworzy się pary zawodników, przyznaje im kolory i podczas drugiej rundy i finału za pomocą kartek z kolorami głosuje już cała publiczność. Demokratycznie.

Zawodnik dostaje do ręki mikrofon na trzy minuty i dodatkowe 10 sekund na wyhamowanie.

Ciemna strona słońca

Początki slamu w Polsce mają imię i nazwisko, a wkrótce, bo Bohdan Piasecki jest doktorantem w Katedrze Literatury Brytyjskiej Instytutu Anglistyki UW, będą miały także poważny tytuł naukowy. Kilka lat temu, bawiąc się pilotem od telewizora, natknął się na zastanawiający obrazek: grupa ludzi z piwem w jednej ręce, papierosem w drugiej, w skupieniu słucha faceta nawijającego do mikrofonu.

Polityka 4.2006 (2539) z dnia 28.01.2006; Kultura; s. 70
Reklama