Archiwum Polityki

Dwójka Polaków z autobusu linii 30

Polski Londyn? W autobusie linii 30, w którym terrorysta-samobójca odpalił ładunek, była przynajmniej dwójka Polaków. Tadeusz Gryglewski, od 30 lat w Londynie, pracujący w City, nietypowo skorzystał z tego środka transportu, bo 7 lipca rano podziemna komunikacja już nie funkcjonowała. Siedział na dole, z tyłu, po stronie kierowcy, drugie siedzenie koło drzwi. Obok – jak się później dowiedział – Anat Rosenberg, która zginęła. Na parę minut przed wybuchem zdecydował się zmienić miejsce. Uważa, że to mu uratowało życie. – Moje nowe urodziny będę obchodził 7 lipca. Widział moment eksplozji, coś go uderzyło w ramię, mocno krwawił, ale w szoku to do niego nie docierało. Myślał: to może być zamach jak w pociągu w Madrycie, za chwilę wybuchnie kolejna bomba. Starał się jak najszybciej opuścić autobus, drzwi chyba już nie było. Później bardzo szybko wiele osób przyszło mu z pomocą, po 20 minutach przybyła pomoc ze szpitala. Mimo wielu rannych nie było tam chaosu, rany na głowie zaszywał mu jakiś dentysta. Poszło szybko i sprawnie. – Po tym, co się zdarzyło, będzie już trochę inaczej – mówi Gryglewski. Ma na myśli swoją wieloetniczną ulicę, gdzie obok mieszkają muzułmanie, a wszyscy spotykali się na street party. – Uruchomił się bardzo niemiły proces, kiedy społeczeństwo zaczyna się dzielić.

20-letnia Małgorzata Majewska, w Londynie od stycznia, próbuje tu dostać się na studia, pracuje jako barmanka w barze na Barbican, w samym centrum. Była już spóźniona, bo stanęło metro. Czekała na autobus 205, ale trzydziestka jechała w tym samym kierunku. Siedziała na górze, pięć rzędów od tyłu, niedaleko miejsca eksplozji. Dziennikarze żartowali, żeby pokazała szwy i rany, bo trudno uwierzyć, że mogła z tego wyjść cało.

Polityka 29.2005 (2513) z dnia 23.07.2005; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 18
Reklama