W ostatnim tygodniu lipca odbywa się ostatnie posiedzenie Sejmu tej kadencji i wszystko wskazuje na to, że w tych dniach wokół parlamentu rozbite zostanie namiotowe miasteczko górnicze. Takiej demonstracji jeszcze nie było. Na początku lipca związkowcy wystąpili do pracodawców o wstrzymanie wydobycia węgla w dniach obrad Sejmu, aby do Warszawy mogły ruszyć dziesiątki tysięcy górników (w największych marszach w stolicy w latach 90. brało udział, według organizatorów, do 20 tys. osób): – Na takie rozwiązanie, oczywiście, nie mogło być zgody – mówi Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej. Nie ma przepisów, które pozwalałyby na wstrzymanie czy zawieszenie produkcji: – Poza tym – dodaje – przy utrzymującej się jeszcze koniunkturze byłaby to tragedia finansowa. Choć koniunktura na węgiel wyraźnie siada, w ciągu pierwszych 5 miesięcy br. KW miała 122 mln zysku netto.
– Daliśmy dyrektorom kopalń wyraźny sygnał, że zależy nam na masowej demonstracji i raczej nie powinno z ich strony być trudności w udzielaniu pracownikom urlopów – mówi z kolei Dominik Kolorz, przewodniczący górniczej Solidarności. Forma protestu wzorowana jest na protestach górników niemieckich: Przed laty przez tydzień otaczali Bundestag.
Skala i przebieg protestu
– mówią związkowcy – zależy od tego, czy Włodzimierz Cimoszewicz skieruje do drugiego czytania ustawę – złożoną w lutym br. przez górniczą Solidarność i popartą przez inne związki jako projekt obywatelski – przedłużającą do końca 2008 r. dotychczasowe zasady przechodzenia na górnicze emerytury. Eksperci podpowiadają marszałkowi, że uprzywilejowanie górników wobec innych grup zawodowych jest niezgodne z konstytucją: – Gdyby marszałek i kandydat na prezydenta wstrzymał prace nad projektem, to strzeliłby samobója – uważa Czerkawski.