Archiwum Polityki

Woodstock nr 11

Wymyślony i niestrudzenie organizowany przez Jurka Owsiaka festiwal Przystanek Woodstock będzie miał jedenastą już swoją odsłonę. Jak zwykle spodziewane są tłumy – w 2003 r. padł rekord: 400 tys. osób, w zeszłym roku było mniej, ale i tak festiwal pozostaje największą tego typu imprezą w Polsce. Od paru lat przyjeżdżają fani z Niemiec, teraz będzie ich pewnie więcej, bo główną gwiazdą są weterani niemieckiego punk rocka Die Toten Hosen, a zagra jeszcze inna, skądinąd bardzo ciekawa i ostro grająca, kapela z Berlina, Scavenger. Przynajmniej w nadodrzańskim Frankfurcie takich okazji niemieccy miłośnicy rocka nie mają w nadmiarze, więc z pewnością przejdą Odrę i do Kostrzyna, gdzie będzie się odbywać festiwal, przybędą. Nawiasem mówiąc, Niemcy wzięli też na siebie część wysiłku organizacyjnego, z czego należy wyciągnąć stosowne wnioski i być może w przyszłości postawić na szerszą niemiecką reprezentację muzyczną. Polacy czekają natomiast przede wszystkim na swoich idoli. Skład jest stylistycznie i pokoleniowo mocno zróżnicowany: legenda polskiego punka KSU, mainstreamowe Raz Dwa Trzy, neorockowe Pogodno, słynna Nocna Zmiana Bluesa, debiutująca grupa Lao Che, do tego Krzysztof Jaryczewski z gośćmi zaśpiewa największe hity Oddziału Zamkniętego. I tradycyjnie scena folkowa.

Owsiakowy Woodstock staje się, jak niegdyś Jarocin, własnym mitem. To dobrze, bo bez mitu nie ma kultury, trzeba jednak pilnować, by ów mit nie spowszedniał i nie opatrzył się zanadto. Jak będzie teraz, zobaczymy i usłyszymy.

Mirosław Pęczak

Polityka 30.2005 (2514) z dnia 30.07.2005; Kultura; s. 53
Reklama