Archiwum Polityki

Gdyby Bratkowski zrozumiał

Piotrowi Bratkowskiemu zarzuciłem, że dał się zassać do środka powieści Doroty Masłowskiej [„Połknąć język i puścić pawia”, POLITYKA 23]. Zamiast skupić się na interpretacji książki, napisał tekst bardzo ostrożny wobec niebezpiecznego dla nakładu pisma widma jakiejkolwiek niebanalnej myśli, za to pełen historyjek „z życia wziętych”. Na swoją obronę Bratkowski pisze („Przelotny urok świeżości”, POLITYKA 27), że takim sprawom jak fryzura Masłowskiej poświęcił „zaledwie kilka akapitów”. Wyłączając może Leopolda Tyrmanda z mocno frustracyjnej już fazy czasów jego twórczości, gdy napisał słynny tekst „Fryzury Mieczysława Rakowskiego”, nie znam żadnej innej poważnej recenzji, gdzie fryzurze autora poświęca się kilka akapitów. Ale nie to jest istotne. Gorzej, że Bratkowski twierdzi, że prawie wszystko, co było w moim tekście, on sam między tymi fryzjerskimi akapitami już zapisał. A ja niepotrzebnie udaję wywrotowca, skoro sam pojawiam się w mediach.

Otóż tezą mojego tekstu było, że książka Masłowskiej pokazuje nam, iż nie da się stanąć na zewnątrz. Współczesny system wyklucza pozasystemowy bunt, bo wszelką znaną nam z historii kontestację natychmiast wchłania i dołącza do rynkowej oferty i to właśnie sygnalizuje Masłowska, gdy sama siebie czyni bohaterką powieści i zamawia ją u najbardziej żenującego ze swoich bohaterów. W ten sposób mówi także, że podział na sferę poważną (demokrację, media opiniotwórcze, intelektualistów) i sferę pop (populizm, tabloidy i kulturę masową) jest podziałem tylko pozornym i wmawianym nam przez przedstawicieli tej pierwszej, abyśmy dalej pozwalali im nami rządzić. Byśmy nie zauważyli, że prymitywizacja kultury i demokracji rządzonych przez rynek obejmuje ich dziś tak samo jak całą resztę.

Polityka 30.2005 (2514) z dnia 30.07.2005; Listy; s. 84
Reklama