Archiwum Polityki

Promień pierwszej świeżości

Napromieniowaną żywnością posilają się kosmonauci. Podaje się ją także ciężko chorym z obniżoną odpornością na drobnoustroje. Zwykli konsumenci też czasem ją jedzą, choć o tym nie wiedzą.

Dwudziestoletnią szynkę na konferencji w Holandii podał kolegom naukowcom dr Eugene Wierbicki z Laboratorium Kwatermistrzostwa Armii Stanów Zjednoczonych. Były to resztki z programu Apollo, w którym Wierbicki odpowiadał za przygotowanie superbezpiecznego zestawu mięsa i wędlin dla załóg statków kosmicznych. Plasterek wędliny spróbował wtedy także prof. Jacek Szczawiński, kierownik Katedry Higieny Żywności z SGGW. – Smakował zwyczajnie, jak szynka – wspomina profesor. – Gdybym nie wiedział, że została napromieniowana, po smaku bym nie poznał.

Wierbicki wyjaśnił kursantom, że taką kosmiczną szynkę na początku robi się identycznie jak zwyczajną. Dopiero gotową pakuje się w folię nie przepuszczającą gazów i mrozi w ciekłym azocie. I na końcu napromieniowuje. Tak utrwalona świeżość może przetrwać – o czym się naukowcy przekonali organoleptycznie – nawet i dwadzieścia lat.

Do takiego rekordu daleko dr. Wojciechowi Migdałowi, który wołowinę z ryżem i marchewką trzymał na szafie w laboratorium zaledwie pięć lat. Gdy otwierał opakowanie z folii aluminiowej, miał nawet wątpliwości, ale pachniała apetycznie, więc zjadł. Jego danie nie było kosmiczne i z pewnością nie mrożono go w ciekłym azocie. Przywiózł je z Afryki Południowej, gdzie kupił w supermarkecie. To oferta dla tych, którzy wybierają się na safari czy pustynię, gdzie na pewno nie będzie lodówki. Napromieniowanie przedłuża świeżość, nie niszcząc walorów odżywczych. Wołowina z marchewką była tylko trochę droższa niż podobne dania mrożone.

Kiełbasa nie świeci

Zwykli konsumenci raczej nie są zainteresowani gromadzeniem zapasów jedzenia dla wnuków.

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Gospodarka; s. 38
Reklama